poniedziałek, 18 czerwca 2012

dwanaście.

- Czego mam posłuchać? Przez te 5 dni na pewno wymyśliłeś sobie bardzo dobrą wymówkę... - Nie miałam pojęcia co mam robić. Z jednej strony zależało mi na Justinie, a z drugiej...
- Jen, posłuchaj. Proszę.
Lampka świecąca na biurku, podświetlała twarz Justina. Podkrążone i spuchnięte oczy, były pewnie oznaką zmęczenia. Żadne z nas nie odzywało się, najwyraźniej Justin nie powie nic dopóki ja się na to nie "zgodzę".
- No powiedz, jestem ciekawa co wymyśliłeś.
- Więc...
- Zdania nie zaczyna się od "więc" - wtrąciłam.
- No okej, okej. Właściwie, to przemyślałem sobie wszystko jak leciałem do L.A. Pomyślałem, że... - przerwał na chwilę. - Pomyślałem, że nie wiem... że tobie nie zależy. Że nie chcesz tego wszystkiego tych paparazzich, tych zdjęć i nie zależy ci na mnie. - Odpowiedź Justina nie była dosłowna, ale można było domyśleć się, że chodziło mu o to iż nie zależy mi na Justinie, bo mu tego nie powiedziałam. Nie powiedziałam mu, co do niego czuję. To o to chodziło Ryanowi?
Przekaz był jasny. Justin powiedział "nikt ważny", bo po pierwsze nie był pewny co do moich uczuć, a po drugie zrobił to dla mojego dobra ze względu na paparazzich. Ale mógł to wyrazić inaczej.
- Musiałeś to robić w taki sposób?! - zapytałam
- To było pierwsze co mi wpadło do głowy, nie miałem pojęcia co mam powiedzieć dalej! Jen - Justin złapał mnie za rękę - Naprawdę nie chciałem, żeby to tak wyszło. Proszę, wybacz mi. Przysięgam ci, że powiem...
Wybacz mi. Zawsze brzmiało to tak poważnie. Pojawiało się w filmach i w książkach na naprawdę poważnych sytuacjach. Z resztą, ta też była bardzo poważna bo od niej zależało jak potoczy się dalej moje życie.
- Wtedy o mnie nie myślałeś. Wiesz jak ja się wtedy czułam? Podejrzewam, że nie.
- Zachowałem się jak idiota! Wiem o tym, ale przysięgam, że powiem że to... - nie pozwoliłam chłopakowi dokończyć:
- Że co? Powiesz, że to nieprawda? Że ty i Selena to wszystko kłamstwo? Przecież oboje wiemy, że tego nie zrobisz. A przynajmniej nie dla mnie. Dla jakiejś Jennifer, która pewnego dnia spotkała Justina Biebera i totalnie się w nim zauroczyła. To wszystko jest i będzie bez sensu. - powiedziałam to wszystko co mi ślina na język przyniosła. - Ja doskonale sobie z tego zdaję sprawę że tego nie powiesz.
- Naprawdę tak myślisz? - Justin powiedział, wyjął telefon z kieszeni , coś na nim napisał i położył go na toaletkę. Nic nie odpowiadałam. - No halo...
- N...Nie wiem. Ty masz karierę , fanów i to wszystko mogłoby to zniszczyć, w sensie to co osiągnąłeś do tej pory.
Z telefonu Justina rozbrzmiał dźwięk smsa, którego natychmiast odczytał. Uśmiechnął się na jego widok. W końcu zdecydowałam się, żeby powiedzieć to co zamierzałam.
- Justin, chcę ci przebaczyć, ale pod jednym warunkiem. - Chłopak podniósł wzrok, więc kontynuowałam. - Chodzi o to... że... Chciałabym być z tobą, ale już tak oficjalnie.
Biebs uśmiechnął się i podszedł do mnie, po czym dodał.
- Chcesz tego? Wiesz, że z tym wiąże się też dużo rzeczy i zobowiązań. Nie wiem... paparazzi i w ogóle...
Zrozumiałam to, o czym poinformowałam skinieniem głowy. Nie zmienia to faktu, że nadal jestem zła na Justina. A właściwie nie tyle co zła, co rozczarowana.
- Będę się zbierał... - Spojrzałam na zegarek. Było po 23.
- Jest za późno, nie pozwolę żebyś wracał po ciemku.
- Jadę samochodem, nic mi nie będzie.
- Będzie, proszę cię. Zostań.
Justin się zgodził po 5 minutowych namowach. Pewnie zastanawiacie się czemu tak nalegałam. Odpowiedź jest bardzo prosta. Pół roku temu w wypadku samochodowym zginęła mama Blair. Naprawdę ją lubiłam i zawsze mogłam na niej polegać. Zawsze gdy przychodziłam do B traktowałam jej mamę jak rodzinę. Zeszłej zimy Blair była w Phoenix u swojej rodziny. Nie było dużo śniegu, natomiast był wielki mróz. Blair ze swoją mamą i tatą jechali przez las. Było już bardzo ciemno, a oni jechali szybko. Nagle naprzeciw nim wyjechała ciężarówka, której z daleka nie było widać pojazdu gdyż kierowca nie włączył świateł.
Ojciec Blair starając się uniknąć zderzenia, gwałtownie skręcił wpadając w poślizg. Uderzyli o drzewo stroną samochodu po której siedziała jej mama. Uległa ciężkim obrażeniom i w drodze do szpitala zmarła.
Od tej pory, panicznie boję się jeździć samochodem po zmroku. Blair tak naprawdę w ogóle nim nie jeździ jak już to rowerem.

Zeszłam na dół razem z pościelą i poduszką dla Justina. Rozłożyłam sofę, która była ustawiona przodem do telewizora. Uszykowałam całe łóżko, po czym poszłam na górę po rzeczy. Przechodziłam koło łazienki, w której był Justin. Słyszałam jak woda leci z prysznica oraz śpiew Justina.
- Kiss me underneth the mistletoe, show me baby that you love me so-o-o ohhh - śpiewał.
- Czekaj chyba jakąś jemiołę mam na strychu, to pójdę i znajdę - zaśmiałam się.
- Trochę suchar.
Weszłam do pokoju, wyjęłam z szafy czystą piżamę. 7/8 z moich piżam to były jakieś krótkie spodenki i bluzka. Najczęściej z JB, a tak naprawdę to tylko z nim.
Weszłam do swojej łazienki i wzięłam prysznic.
Wychodząc o mało co nie zabiłabym się na mokrych kafelkach, ale to dla mnie nie nowość. Zeszłam na dół. Justin leżał na łóżku w s a m y c h bokserkach. Nie odrywałam od niego swojego wzroku. Jego sześciopak był na wyciągnięcie mojej ręki.
- Dobranoc Justin. - W końcu się otrząsnęłam i powiedziałam gasząc światło. Justin włączył telewizor, a ja poszłam spać.
  Leżąc bezczynnie w łóżku przez 20 minut, rozmyślając o niczym uświadomiłam sobie, że dzisiaj tak łatwo nie zasnę. W końcu zmiana strefy czasu i takie tam. Wyszłam z łóżka i poszłam na dół.
- Mogę? - Zapytałam Justina wskazując na łóżko. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Pewnie.
Weszłam pod kołdrę i usiadłam po drugiej stronie. Przyglądałam się Justinowi uważnie. Jego włosy były mokre, w artystycznym nieładzie. Wyglądał po prostu zabójczo, nic tylko go zjeść. Justin nie odrywał wzroku ode mnie, tak samo jak ja od niego.
- Boisz się mnie? - zapytał
- Nie, czemu?
- Bo siedzisz tak daleko. - Justin przesłał mi swój gwiazdorski uśmiech.
Poczłapałam po łóżku i usiadłam koło JB. Ciepło bijące od niego ocieplało mnie, która jak zwykle marzła. Pierwszy raz czułam taką bliskość z nim. Leżałam koło niego, jego ciało leżało przy moim ciele.
Położyłam głowę na jego ramieniu. Oczy same mi się kleiły. Powoli traciłam świadomość, kiedy do rzeczywistości wyrwał mnie głos Justina.
- Zimno ci?
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się
- Masz gęsią skórkę. - Powiedział i otoczył mnie swoim ramieniem.
Telewizor w pokoju był ciągle włączony, a różne kolory pobłyskiwały w całym pokoju. Odwróciłam lekko głowę, i zobaczyłam, że w telewizji leci Ring.
- Proszę, wyłącz to - wyszeptałam
- Boisz się?
- Ja ci mówię, że Samara w końcu wylezie z tego telewizora. I tak. Boję się... Nie lubię horrorów.
Justin wyłączył telewizor i przytulił mnie do siebie. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej. Czułam uregulowany puls poprzez rękę która odnalazła szyję chłopaka. Oddychał spokojnie. Brał długie, uregulowane wdechy.
Poprzez uchylone okno dostawało się wilgotne powietrze, a od czasu do czasu zimny wiatr wdzierał się do środka. Duży salon, w którym się znajdowaliśmy pachniał lawendą przez jakieś odświeżacze powietrza podłączone przez mamę do kontaktu. Lekko podniosłam głowę by zobaczyć godzinę na elektronicznym zegarku. Pierwsza czterdzieści.
Mój wzrok powędrował w stronę śpiącego już Justina. Mimowolnie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wielokrotnie widziałam jego na zdjęciach jak spał, ale w rzeczywistości wyglądało to niesamowicie słodko. Uchylone wargi Justina, tylko prosiły się o to, żeby skraść z nich chociażby jeden krótki pocałunek. Naciągnęłam kołdrę na nas oboje. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Wiedziałam, że już nie śpię, ale nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Powoli przesunęłam rękę w poszukiwaniu Justina. Bez efektów. Podniosłam się z kanapy, przeciągnęłam się i zobaczyłam chłopaka ściągającego patelnię z gazu.
- Hej piękna. - powiedział całując mnie w policzek, kiedy do niego podeszłam.
- Hej...
Justin nałożył naleśniki na talerz, nalał sok pomarańczowy do szklanek i kazał mi usiąść.
- Miałem nadzieję, że zrobię ci śniadanie do łóżka - westchnął. Przez chwilę nastała cisza. - Nosisz go.
Chłopak wskazał na literkę "J" wiszącą na mojej szyi. Uśmiechnęłam się, a kiedy przełknęłam naleśnika (który był zaskakująco dobry), odpowiedziałam:
- Tak, ale nie rozumiem co w tym dziwnego...
- Nie zdjęłaś go po wywiadzie u Ellen.
Faktycznie. Nie pomyślałam o tym. W tym momencie Justin zaskoczył mnie swoją spostrzegawczością.
Przytaknęłam i przeprosiłam Justina kończąc jedzenie i poszłam na górę się ogarnąć. Zahaczyłam o szafę. Wyjęłam luźny top z napisami i rurki.
Kiedy zeszłam na dół, Justin był ubrany, ale w inne rzeczy niż wczoraj. Zdziwiło mnie to, więc zapytałam:
- Skąd masz... te ubrania?
- Z samochodu. Zaparkowałem go niedaleko, a w środku zawsze mam jakieś rzeczy. Poza tym, ślicznie wyglądasz.
- Pewnie. - Odpowiedziałam sarkastycznie. - Chodź, obejrzymy coś.
Justin poszedł za mną na górę. Postanowiłam, że zobaczymy jakiś film bo to nie ma sensu nic nie robić. Weszliśmy po białych, kręconych schodach. Na pierwszym piętrze był długi korytarz, doprowadzający do pokoi: mojego, Madison, dużej łazienki, drugiego salonu oraz "pokoju kinowego", który w rzeczywistości jest pokojem bez okien rzutnikiem, dvd, kilkoma szafkami i jedną kanapą dla 2 osób. Udaliśmy się tam.  Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Kazałam chłopakowi wybrać jakikolwiek film. Nie minęła minuta, a Justin włączył "Szkołę Uczuć". Muszę się przyznać, że chociaż wiele osób polecało mi ten film nigdy go nie widziałam.
Kiedy film się zaczął, zgasiłam światło usiadłam koło chłopaka. Justin głęboko westchnął, a potem odwrócił się w moją stronę.
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Hmm?
- Bo chodzi o to... - Justin westchnął - 14 marca, 2 lata temu, hala L.A Lakers, trasa My World Tour. Byłaś w trzecim rzędzie od sceny, bardziej po lewej stronie. Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj. Uśmiechałaś się i patrzyłaś się prosto w moje oczy. Twój uśmiech hipnotyzował bo nie mogłem go sobie... a właściwie całej ciebie wybić z głowy. Ciągle widziałem ciebie, jak śpiewałaś moje piosenki podczas koncertu, a po nim to już była masakra.. Przez cały czas myślałem o tobie, że nigdy już cię nie spotkam. Wiem, że tobie wydaje się to dziwne, ale kiedy spotkałem cię w Paryżu poczułem się jakbym znał cię od lat.. - przerwał - Kurde, wiem, że wszystko spieprzyłem u Ellen. Idiota ze mnie, że w ogóle to...
Nie chciałam, żeby kończył bo widziałam to, że tego żałował. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam. Złapałam go za tył głowy i przyciągnęłam bliżej do siebie. Justin uśmiechnął się, a chwilę później oderwał moje wargi od swoich. Nie odzywał się tylko patrzył się na mnie. Przygryzł wargę co zawsze przyprawiało mnie o prawie mdlenie. Uśmiechnęłam się na to i zobaczyłam swoje odbicie w brązowych oczach chłopaka. Tak bardzo chciałam go pocałować w tym momencie. Przybliżyłam swoją twarz do jego i delikatnie musnęłam jego wargi. Raz a potem drugi. Nigdy w życiu, nie pomyślałabym, że będę siedzieć na j e g o kolanach i g o całować. Mogę się założyć, że każda belieberka wyobrażała sobie to, ale nigdy nawet przez myśl mi by nie przeszło, że tak się stanie.
Justin odgarnął włosy z mojej twarzy i wsadził ich kosmyk za ucho.
- Jen... Czy to co powiedziałaś wczoraj, to że... się we mnie zakochałaś, to prawda? - powiedział nieśmiale Justin. Ułożyłam jego grzywkę pozornie zawsze idealną i odpowiedziałam:
- Justin, gdyby to nie była prawda, to bym tego nie mówiła. Znam cię tak serio od tygodnia, ale uwierz mi, że mogę to powiedzieć bo ja naprawdę tak czuję. To jest... - nie dokończyłam.
Wzięłam głęboki oddech, ale nie powiedziałam nic więcej. Spuściłam wzrok, kiedy nagle poczułam dłoń Justina na swoim policzku, ale nie popatrzyłam się na niego. Chłopak zaśpiewał wers "Be alright": "Oh I, Oh I... I love youu". A potem dodał tylko "i ja też nie kłamię". Przytuliłam się do niego, jak najmocniej tylko mogłam. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Pocałowałam go z uśmiechem na twarzy.
- Chodź - powiedział wstając z kanapy.
- Gdzie? - zapytałam
- Musimy pokazać im, że jesteśmy razem, prawda? - uśmiechnął się.
_______________________________________
koniec. PRZEPRASZAM WSZYSTKICH, ŻE TAK
DŁUGO MI ZESZŁO, ALE SZKOŁA (-.-) MNIE
W KOŃCU WYKOŃCZY.
Dziękuję za czytanie <3


niedziela, 3 czerwca 2012

jedenaście.

  Justin całował mnie namiętnie, trzymając mnie w pasie. Chwila w której nasze wargi stykały się dłużyła mi niesamowicie. Bliskość, której brak odczuwałam przed spotkaniem Justina w tym momencie została zaspokojona. Nie miałam najmniejszej ochoty przerywać Justinowi, ale słysząc ochy i achy za sobą byłam zmuszona to zrobić. Zanim jednak to zrobiłam otworzyłam oczy. Czekoladowe tęczówki Justina pobłyskiwały światłem odbijającym się od okien. Były tak krystaliczne, że bez problemu mogłam zobaczyć swoją twarz. Mogłam patrzeć się w nie w nieskończoność i analizować milimetr po milimetrze. Kolory mieszały się tworząc piękną całość, która w świetle z brązowego koloru zmieniała się na zielony.
- To znaczy, że nie jesteś na mnie zły? - wyszeptałam
- A czemu miałbym być? - odparł
- Może ze względu na to co powiedziałam wczoraj...
- Raczej ja powinienem cię przeprosić, za to że nie - przerwałam Justinowi, bo nie chciałam już wraca do tamtego incydentu.
Odwróciłam się w stronę fanek, które bez przeszkód mogły by zobaczyć mnie i Justina. Były zszokowane, a ja bałam się się wrócić przez ich tłum. Nie wiem jaka była by ich reakcja.
- Jedź ze mną - Justin złapał mnie za prawą rękę, na co uśmiechnęłam się, a po chwili odparłam:
- Nawet nie wiesz jak bym chciała, ale nie mogę. Nie mam takiego luzu jak ty, że mogę jechać gdzie chce i kiedy chce. Muszę zostać tutaj, ale jeszcze tylko 5 dni. Z resztą... kto wie, kiedy zobaczymy się następnym razem?
- Jen, został bym tu z tobą, ale jutro jestem u Ellen więc słabo... Czyli w poniedziałek będziesz już w L.A?
- Tak, ale będę koło 18... dokładnie nie wiem...
Moshe, Ryan i jeszcze jakiś jeden człowiek stali kilka metrów za Justinem. Ochroniarz JB zawołał go i pokazał na zegarek, co znaczyło że muszą już iść.
Pożegnałam się z Justinem ściskając go z całej siły, kładąc głowę na jego ramieniu. Może się stać tak, że już nigdy go nie zobaczę, albo że to był sen (w co bardzo wątpię). Justin wyszeptał "czekaj" i podszedł do ochroniarza, który próbował mnie złapać kiedy jakimś cudem przedostałam się przez barierkę. Przyglądałam się Justinowi, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię.
- Jus za tobą szaleje, wiesz o tym? - Odwróciłam się i zobaczyłam Ryan'a. Uśmiechnęłam się nieśmiale i włożyłam kosmyk włosów za ucho. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie odpowiedziałam nic. - Naprawdę,  mówi mi to tobie ciągle, więc myślę że jak wrócimy do L.A będę wiedział wszystko to co ty mu powiedziałaś o sobie. - Zaśmiał się Good
- Nie wiem co powiedzieć...
- Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz,  bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo. - Odwróciłam się w stronę Justina, kiedy ten skończył rozmowę z ochroniarzem. Poczułam się bardzo miło, przez to co mi powiedział Ryan. Nie byłam jednak pewna czy dobrze zrozumiałam ostatnie zdanie...
Justin podszedł jeszcze na chwilę do fanek, a potem wrócił, wziął mnie za rękę. Na moje pytanie "gdzie idziemy" oznajmił, że koło pasa startowego będzie czekała na mnie taksówka. Nie powiem, że nie zdziwiłam się kiedy to powiedział, ale jak ma być tak będzie.
Nie miałam pojęcia jak przejdę przez następną odprawę - paszportową. Udało to się jednak bez większych ceregieli. Idąc już na zewnątrz, nikt się nie odzywał słyszałam tylko jak Justin śpiewał cicho refren "Stuck in The Moment". Każdy dźwięk wydawany przez niego był czysty i tańczył w moich uszach. Ryan, Moshe i jeszcze jeden facet poszli już do samolotu, a Justin dał im znak, że za chwile będzie. Prywatny odrzutowiec stał bezczynnie na płycie, kiedy wraz z JB kierowałam się do jedynej taksówki, która stała dość daleko od samolotu.
Chłopak nadal nie przestał nucić piosenki, która brzmiała idealnie.
- Wiesz, że to moja ulubiona piosenka? - powiedziałam, na co Justin po prostu się uśmiechnął. - Czekaj - Stanęłam w miejscu - co się dzieje? Jesteś jakiś taki... nie wiem. Zmieszany? Smutny? - Nie odpowiadał nic, tylko patrzył się na swoje buty. - Justin...
- Jakoś tak... - Popatrzyłam się na niego pogardliwie, bo wiem że człowiek nie ejst smutny be powodu. Zawsze coś się dzieje. Wzięłam Justina za rękę i poszłam w cień jednego z hangarów, aby słońce nie raziło mnie i żebym mogła dobrze widzieć twarz JB.
- Nie mamy dużo czasu, więc mów o co jest nie tak - nalegałam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi - Nie rozumiem cię Justin...
Chłopak patrzył się prosto w moje oczy. Jednak milczał i nic nie wskazywało na to, że miałby mi odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, bo teraz się zamknął w sobie. Nie dam mu spokoju, dopóki nie dowiem się o co chodzi. Nagle przypomniałam sobie słowa Ryan'a: "Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz,  bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo". Nie byłam pewna, czy chodzi o tą konkretną sytuację, która teraz trwa. Ale mówi się trudno, żyje się raz.
- Usłyszałeś w s z y s t k o co ci wczoraj powiedziałam? - zapytałam, na co Justin pokręcił głową przecząco.
- Nie... Ostatnie zdanie umknęło mi. To które powiedziałaś mi po tym jak mnie pocałowałaś.
Czyli to kiedy powiedziałam, że go kocham. Co było jak najbardziej przemyślane. Zebrałam słowa i zaczęłam mówić jednocześnie idąc w stronę taksówki.
- Akurat to było najważniejsze... Powiedziałam wtedy, że cię kocham.
Los, który nie sprzyjał mi w tym momencie, sprawił, że kiedy zaczynałam mówić "że" dotknęła mnie fala dźwięku spowodowana lądowaniem wielkiego Boeinga, więc Justin mógł nie usłyszeć tego co mówiłam. Chłopak spojrzał w stronę swojego odrzutowca.
- Muszę iść - powiedział zrezygnowany - obiecuję, że zadzwonię jak wyląduje.
- Dobra...
Justin podszedł tylko do kierowcy taksówki i załatwił gdzie ma mnie podwieźć i takie tam. Stałam przy nim, a kiedy skończył przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Usłyszałam głos Ryan'a. Wołał Justina.
- Obiecuje ci, że się spotkamy jak tylko wrócisz. - Pocałował mnie delikatnie w usta i pobiegł do samolotu.

Niby to tylko 2 słowa, ale znaczą jednak tak wiele. Nie powinny nazywać się słowami, bo potrafią tak samo ranić jak i uszczęśliwiać. Mają niezwykłą wartość. Niektórzy ludzie boją się ich używać i nie wypowiadają ich w ogóle. Trzeba się zastanowić, czy osoba do której je mówimy jest tego warta. Z pewnością Justin był dla mnie taką osobą, tylko... chciałam mu powiedzieć to w jakiś wyjątkowy sposób, a nie tak po prostu.
Zbliżała się godzina występu Justina u Ellen. Tak jak powiedział, zadzwonił do mnie kiedy doleciał do Los Angeles i poinformował mnie że o 15:00 wchodzi na wizuję. Akurat wtedy była pora obiadu, więc razem z Blair mogłyśmy włączyć jej laptopa i obejrzeć to na żywo na pewnej stronie. Trochę się bałam, nie mam pojęcia z jakiego powodu.
- Jezu... nie wierze, że ty i Justin.. - powiedziała Blair.
- A myślisz, że ja w to wierze? Oh God... przecież to jest najlepsze co mnie do tej pory spotkało!
No i zaczęło się. Weszła Ellen powitała gości, coś tam chwilę pogadała, a potem zaprosiła Justina. Jak zwykle wyglądał oszałamiająco, nawet po tak długiej podróży jaką przebył. Wyglądał zupełnie inaczej niż kiedy żegnał się ze mną, a mianowicie był cały zadowolony i szczęśliwy. A może tylko udawał, albo coś w tym stylu? Nie miałam pojęcia.
Blair jadła zachłannie chipsy i miała uśmiech na twarzy.
- Chcesz? - zapytała
- Nie.. dzięki.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie Justin. - Usłyszałam z laptop'a Blair głos Ellen.
- C'mon. - powiedział Justin, a za nim na wielkim ekranie wyświetliło się zdjęcie. Kogo? Moje i Justina. Z lotniska. Na szczęście byłam na nim tyłem, tak samo jak na tym zdjęciu z twitter'a.
Nastała cisza. Tak samo u nas w pokoju, jak i w studiu. Justin odwrócił się do ekranu. Przez chwilę nic nie odpowiadał. Nagle jego usta otworzyły się i wypowiedział 2 słowa. Ale takie, które zabolały mnie chyba najbardziej. Justin powiedział "nikt ważny".
- Co? - powiedziałam drżącym głosem.
Z całej siły zamknęłam laptopa, wstałam z łóżka i wybiegłam z pokoju. Słyszałam tylko jak Blair krzyczy moje imię.
Nie miałam gdzie pójść, więc kierowałam się przed siebie. Wyszłam do hotelowego ogrodu, który był pusty. Usiadłam na rozgrzanej ławce i przetarłam mokre od łez oczy. Jaka głupia ja byłam, że uwierzyłam, że to wszystko może się udać. Podciągnęłam nogi i położyłam głowę na kolanach.
- Jenny... - Usłyszałam spokojny głos Blair. Usiadła koło mnie i przytuliła. - Pamiętaj, że zawsze masz mnie, okej? Nie przejmuj się...
- Blair! Jak ja mam się nie przejmować? Powiedz mi. - przygryzłam wargę, żeby powstrzymać łzy - Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ja mogłam w to uwierzyć, że wszystko będzie takie idealne.
Przytuliłam Blair. Byłam szczęśliwa, że mam taką przyjaciółkę jak ona.
- Już dobrze? Serio, chodź wrócimy do pokoju. Nie płacz już. - Wstałam i poszłam z Blair do pokoju.
Było ciepłe popołudnie, ale nasza grupa miała wolne, więc zostaliśmy w pokojach. Niezmiernie się z tego cieszyłam. Blair robiła coś na laptopie, i co chwila chciała mi coś pokazywać. Siedziałam na twitterze gdzie panowało zamieszanie związane z dzisiejszym występem JB u Ellen, który jeszcze się nie skończył. Kiedy to nastąpiło, mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawił mi się napis "Justin is calling". Nie odrzuciłam go, ani nie akceptowałam.
Justin dzwonił jeszcze kilkanaście razy i wysłał z 20 sms'ów. Nie zobaczyłam ani jednego i też nie oddzwoniłam. Mógł o mnie myśleć wcześniej.
4 dni zleciały mi strasznie szybko. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i porozmawiać o Justinie z mamą na żywo, a nie przez telefon. Opuszczenie Paryża było jak opuszczenie wszystkich tych wspaniałych wspomnień jak i tych złych. Lot samolotem minął prawie w mgnieniu oka.
Zobaczyłam mamę na lotnisku wraz z moją młodszą siostrą Madison. Pożegnałam się Blair i "wymeldowałam" od Crosswors. Przywitałam się z moją rodziną.
- Cześć kochanie - Mama pocałowała mnie w czoło. - jak się czujesz?
- Dobrze... W miarę.
- Wiem, że nie widziałyśmy się bardzo długo, ale dostałam dzisiaj telefon, że muszę jechać na pilne spotkanie do Miami... Tak więc... odwiozę cię do domu i Madi do koleżanki, a sama pojadę na swój lot... Przepraszam, ale tak wyszło.
- Często tak wyjeżdżasz. Nic nowego.

Wysiadłam z samochodu, wzięłam walizki.
- No to do zobaczenia... - powiedziałam do mamy.
- A właśnie! Jennifer, babcia jest w domu, to jak przyjdziesz to może już iść.
- Okej. Pa.
Od 5 dni nie miałam humoru na rozmowę z nikim, a tym bardziej na śmiech. Weszłam do domu, przywitałam się z babcią, która wyściskała mnie jakby nie widziała mnie przez 10 lat.
- No to ja idę córuniu. - powiedziała pieszczotliwie babcia, a kiedy już wychodziła dodała - A właśnie, jakaś koleżanka do ciebie przyszła.
Z trudem weszłam na górę ciągnąc za sobą ciężką walizkę. . Byłam bardzo ciekawa co to za "koleżanka" do mnie przyszła, więc mozolnie otworzyłam drzwi do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt, a walizkę zostawiłam na korytarzu.
Tą koleżanką okazał się Justin. Osoba z którą nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam retorycznie. - Po co marnujesz swój czas, na osobę którą jest dla ciebie "nikim ważnym"?
- Jen... Proszę.
- Nie, to ja cię proszę. Po co tutaj przyszedłeś? Hmm? Żeby zobaczyć mnie i potem w następnym wywiadzie powiedzieć, że nigdy mnie nie widziałeś?
- To nie tak jak myślisz!
- Daruj sobie - parsknęłam śmiechem - zawsze jest nie tak jak ktoś myśli. A jednak.
Obróciłam się i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, wzięłam klucze z szafki. Wyszłam z domu zamykając go na 2 zamki i poszłam. Gdzie poszłam? Tak naprawdę to błąkałam się po okolicy prawie 4 godziny. Dochodziła godzina 22:30,było już ciemno i zimno więc postanowiłam wrócić do domu. Kiedy otwierałam drzwi, zorientowałam się, że zamknęłam w domu Justina. Tak wiem... idiotka ze mnie.
Weszłam do środka, gdzie nie paliło się żadne światło. Po omacku wspięłam się po schodach, a potem weszłam do pokoju, w którym paliła się tylko jedna lampka na biurku.
Justin siedział na podłodze, głową oparty o szafę. Uklęknęłam koło niego i dopiero wtedy zorientowałam się, że JB śpi. Zrobiło mi się go żal, nie wiem z jakiego powodu. Widziałam, że ma spuchnięte oczy, które nagle się otworzyły.
- Jen... proszę posłuchaj... - powiedział Bieber zachrypniętym głosem.
____________________________________________
tak więc tyle na dzisiaj.
trochę słabo, ale trudno.
GRANDE - to dla ciebie <3
nowy za tydzień :D

czwartek, 24 maja 2012

dziesięć.

Nurtowały mnie różne pytania. Ale najbardziej jedno, a mianowicie skąd Mike wiedział, że Justin jest u nas w pokoju? Właściwie, to nie powinien być wtedy na tym zwiedzaniu, a nie w hotelu. Co to go obchodzi, z kim teraz się "spotykam".  Zerwaliśmy, i dopiero teraz, przez Justina, zorientowałam się, że Mike był dla mnie nikim. Byłam z nim przez te pół roku, ale nie mogę nigdy więcej powiedzieć że byłam jego dziewczyną. Traktował mnie powierzchownie, czego teraz ode mnie oczekuje?
- Kto to był? - zapytał Justin po chwili.
- Mike... mój były chłopak. Nie rozmawiajmy o tym...
- Spoko, nic ci nie zrobił - Justin patrzył mi prosto w oczy.
- Nie. Szarpnął mnie tylko serio, nic mi nie jest.

Justin poszedł tuż przed przyjściem Blair. Kiedy dziewczyna przyszła zeszłyśmy do stołówki, zjeść jakieś niezbyt dobre francuskie danie. Patrzyłam się na twarz Mike'a, który zawistnie mierzył każdego wzrokiem. Miał rozciętą wargę, to było widać nawet z daleka bo świnia nawet krwi nie zmył. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Nigdy nie był taki nerwowy, przynajmniej ja takiego go nie znałam. Postanowiłam porozmawiać z Barteny'em. Podobno przyjacielem Mike'a, ale z tego co wiem nie odzywają się do siebie prawie w ogóle. Skończyłam jeść  i odstawiłam talerz do kuchni. Bartney już dawno wyszedł, więc zaczęłam go szukać. Pierwszy pokój do jakiego zajrzałam to sala ze stołem do billardu. Chłopacy u mnie w klasie nie odstępowali go na krok, grali w niego przez cały czas kiedy tylko było to możliwe. Pokiwałam rękę do Barteny'a, na znak żeby do mnie podszedł. Odłożył kij na fotel i niechętnie do mnie podszedł.
- Muszę z tobą porozmawiać  - zaczęłam - o Mike'u.
- Nie rozmawiamy prawie w ogóle, więc raczej nic nowego ode mnie się nie dowiesz.
- No Bart... - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Już okej. Co chcesz wiedzieć?
- Chodzi o... - Nie mogłam przecież mu powiedzieć, że Mike wtargnął do mojego hotelowego pokoju, w trakcie kiedy ja migdaliłam się z Justinem Bieberem. Musiałam szybko wymyślić coś, co pozwoliło by mi dowiedzieć się czegoś więcej o nim, ale nie zdradzać prawie niczego - nie zauważyłeś, że Mike zrobił się trochę nerwowy?
- Trochę? No proszę cię, Jenny. Wczoraj wieczorem nie mógł wygrać w pasjansa to wyrzucił telefon za okno. Nie mam pojęcia co mu się dzieje, bo nigdy taki nie był, sama wiesz... - Pokiwałam głową twierdząco, nie przerywając Bartney'owi. - Nie odzywa się prawie do mnie, siedzimy w pokoju cisza. Czasem tylko powie "zmęczony jestem" ale to wszystko. Jenny, nie wiem może to coś ma wspólnego z tego waszym zerwaniem bo od tego czasu to się zaczęło.
- Ty myślisz, że ja wiem z jakiego powodu on ze mną zerwał? Proszę cię... - parsknęłam - powiedział tylko mi na lotnisku, że widział mnie z jakimś Will'em czy coś. Tak naprawdę nie powiedział mi czemu ze mną zrywa. - Kiedy skończyłam mówić, zorientowałam się, że Bart chce coś powiedzieć. -
Mów, ja wiem, że ty coś wiesz. Dziwnie to brzmi, ale ja to serio wiem. Ja wiem, że ty wiesz.
- Jennifer, serio nie wiesz? - Poniosłam brwi do góry, jakbym czegoś nie zrozumiała, bo jednak tak było. Bartney rozejrzał się wokoło - Nie mów nikomu, że ci powiedziałem, dobra?
- No ok
- To był zakład. McOlsen ten wiesz z SL założył się z Mike'm że on z toba zerwie, a ty nie znajdziesz sobie nikogo innego w miesiąc - z wrażenia zakrztusiłam się swoją śliną, patrzyłam się na chłopaka. On mówi chyba serio. Z resztą czemu miał by kłamać? Co to za debilny zakład?! - wiem, że to głupie. Wyśmiałem wtedy Mike'a a on powiedział, że i tak do ciebie wróci.
- Serio tak powiedział? - roześmiałam się - Idiota, jak ja mogłam w ogóle z nim być, chociaż nawet przez jeden dzień. Dziękuję Ci wielkie Bart, ale teraz muszę to załatwić z samym wielkim M.
Zostawiłam chłopaka na hola przed salą do billarda, a sama poszłam szukać mojego byłego chłopaka. Pomyślałam przez chwilę gdzie on by mógł być, a po chwili namysłu olśniło mnie. Blair chyba wczoraj powiedziała mi, że Mike spędza popołudnia wygrzewając się na słońcu w ogrodzie hotelowym. Zbiegłam ze schodów kierując się do ogrodu. Oślepiona przez słońce, zasłaniając się ręką doszłam do M.
- Zakład tak? Co to miało być? Nie znajdę sobie nikogo innego, no to właśnie teraz udowodniłam ci, że mnie stać na o w i e l e więcej niż ciebie. Powiem ci jeszcze jedno, że przez ciebie zmarnowałam pół roku życia, bo ty ograniczałeś mnie do robienia tego wszystkiego innego.
- Boże dziewczyno ogarnij się. Niewinny zakład, nic takiego.
- No faktycznie, może dla ciebie to nic takiego. Ale wiesz co? To nawet lepiej, że już nie jestem z tobą bo zobaczyłam kim tak dla mnie naprawdę byłeś.  - uśmiechnęłam się sztucznie - Uświadomiłeś mi wszystko. Dziękuję. - Zawróciłam na pięcie i poszłam do pokoju.

Było koło godziny 16:30 kiedy Crosswors oznajmiła, że za pół godziny wychodzimy na rejs po Sekwanie. Głowa nadal mnie bolała i czułam przenikliwy ból pleców ale postanowiłam pójść. Temperatura została taka sama jak zeszłego wieczoru, więc byłam zmuszona ubrać coś na głowę. Wiem, że nie powinnam w ogóle wychodzić z hotelu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru zostać tam ani chwili dłużej i marnować czas.
Nie miałam żadnego nakrycia głowy, oprócz bandamki, ale przecież nie będę latać po Paryżu z chustką na głowie. Poszłam do dziewczyn, które miały pokój koło nas. Tam miała pokój Jaqueline. Z Jackie spedziłam prawie całe moje dzieciństwo, bo mieszkała koło mnie, ale ona się zbyt zmieniła. Z resztą to przez nią poznałam Blair.
Było to wtedy, kiedy obie chodziły jeszcze do SL. SL to szkoła, nawet nie wiem czy można nazwać to szkołą, to prawie poprawczak. Jackie poszła tam bo chodził tam Ed - chłopak w którym była zakochana do szaleństwa. Odradzałam jej to, ale nie posłuchała. Pewnego dnia została zaproszona na jakieś urodziny do kogoś. Koło 12 w nocy zadzwonił do mnie telefon, że coś się stało Jackie, a dzwonią do mnie bo jestem pierwszą osobą na liście. Powiadomili pogotowie i zanim zjawiłam się z mamą w szpitalu Jaqueline miała już płukany żołądek. Przedawkowała jakieś świństwo. Mało co nie zmarła, a i tak była długo w śpiączce. Spędzałam u niej na oddziale wiele czasu i przychodziła tam również Blair. Chodziły do tej samej klasy.
Po pewnym czasie Jack wybudziła się ze śpiączki, ale nie wróciła już do SL tylko razem z Blair przeniosła się do mojego liceum. Jackie była na nas zła, mówiła że chciała umrzeć czego w ogóle nie rozumiałam. Miała wspaniałych rodziców braci i niczego jej nie brakowało. Od tej pory ja i Blair jesteśmy z nią tylko koleżankami.
Głośno zapukałam do ich drzwi i gdy usłyszałam "proszę" weszłam. Jackie była sama w pokoju siedziała na łóżku. Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć tamtej dziewczyny często chodzącej w sukienkach i wszelkiego rodzaju outfitach, bo teraz ubierała się raczej jak chłopak: pognieciona bluzka z logiem RHCP, nisko opuszczone spodnie i brudne conversy.
- Hej Jen - powiedziała przeglądając programy w małym telewizorze - co chciałaś?
- Chciałam się zapytać, czy masz może jakiegoś fullcap'a do pożyczenia? Wiesz muszę mieć coś na głowę..
- Jasne, wybierz sobie coś. - pokazała na szafę - Gdzie cię wcięło wczoraj? Nawet nie wiesz jak się martwiłam o cie... - przerwała na chwilę - nawet nie wiesz jak Crosswors się o ciebie martwiła.
- Ty też się martwiłaś? Mi możesz wszystko powiedzieć. Serio Jackie.
- Jezu no dobra. Tak martwiłam się bo ostatnio uświadomiłam sobie że bardzo mi brakuje ciebie jako przyjaciółki. Wiem, że to może dla ciebie dziwne, ale wydaje mi się, że to przez brak twojej obecności się tak zmieniłam na wiesz taką wulagrną i chamską. Ja wiem jaka jestem, nawet bardzo dobrze, ale chcę się zmienić, tylko nie mam kogoś kto by mnie... supportował. - wyrecytowała, jakby umiała to na pamięć.
- Jackie, przecież wiesz że ja zawsze byłam dla ciebie, znamy się od praktycznie zawsze, więc czemu miałybyśmy teraz to wszystko zaprzepaścić?
- Wydawało mi się, że po prostu nie chcesz ze mną mieć juz nic wspólnego po tym jak ciebie wtedy potraktowałam.
- Mylisz się. - wybrałam pierwszą lepszą czapkę - A teraz już chodźmy.

Przez prawie cały rejs moje myśli skupiały się na Jackie albo na Justinie. Ale w większości tym drugim. Wiem tyle, że Jackie potrzebuje teraz kogoś, bo faktycznie była osamotniona. Nie miała nikogo u nas w klasie, z resztą nie wiem czemu. A może wiem? Była ordynarna do wszystkich, nie potrafiła się ugryźć w język w odpowiednim momencie.
W tym momencie myślę tylko o jednym. O Justinie. Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o tym co będzie dalej. Pewnie nic. Z początku nie przejęłam się tym, ale z czasem kiedy pogłębiałam każda myśl było zupełnie inaczej.
Potem nie będzie nic. Justin jest sławny bla bla bla. Nie obchodziło mnie to czy jest sławny czy nie jest. To było tylko przeszkodą, którą trzeba w jakiś sposób pokonać. To jak wysoki mur, który nie ma końca a można nad nim tylko przelecieć. Tylko, żeby to zrobić to trzeba mieć skrzydła, których ja nie posiadam. Czyli nie ma wyjścia z tej sytuacji, trzeba to zakończyć.
Na tą myśl ciarki przeszły mi po całym ciele. Nawet nie wierze, że o tym pomyślałam, ale mam rację. To nie mogło się tak dłużej toczyć, nie rozumiem co ja sobie w tedy myślałam. Że co, że tak bez żadnego problemu będę sobie łaziła za rączkę z Justinem wszędzie? Oczywiście dla mnie to nie problem, ale moje życie zmieniłoby mi się diametralnie.
Patrzyłam się w przestrzeń, zamyślona w moich głębokich przemyśleniach. Nie zorientowałam się, że to już koniec rejsu i mamy wysiadać. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, tylko szłam przed siebie myśląco tym samym co przed chwilą.

Leżąc na łóżku doszłam do strasznego wniosku. Nie mogę tego tak ciągnąć. Nie chcę, później cierpieć jak okaże się, że to wszystko jest bez sensu, nie chcę po prostu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wystukałam w sms'ie: "jeżeli mógł byś to proszę spotkajmy się koło północy przy moim hotelu, albo gdziekolwiek, proszę". Nie musiałam długo czekać by uzyskać odpowiedź. Odczytałam: "Ok, będę koło 12 przy twoim hotelu. Coś się stało?".
Nic nie odpisałam. Zastanowiłam się tylko czy robię dobrze. Jak zachowała by się moja mama, albo Blair. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Moja przyjaciółka położyła się już koło 10, chociaż nigdy nie chodziła tak wcześnie spać. Ja leżałam w ubraniu, patrząc się na światła w oknie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale najwyraźniej skoro tak postanowiłam, to tak musi być. Za kilka minut wybijała północ, więc wyszłam spod kołdry i zabrałam ze sobą jakąś bluzę.
Zimny wiar bawił się moimi włosami, powiewając nimi w jedną i w drugą stronę. Zobaczyłam sylwetkę Justina, który najwyraźniej był zdenerwowany bo cały czas robił coś ze swoją czapką. Poprawiał ją, zdejmował a potem znowu zakładał. Chciałam już iść do hotelu i darować sobie to wszystko, ale ściągnęłam Justina tutaj o takiej porze, to już chyba musze mu powiedzieć to co zamierzałam.
- Dzięki, że przyszedłeś - powiedziałam ściszonym głosem, a Justin podszedł i mnie przytulił. - Przepraszam, że tak późno, ale to jest na prawdę ważne.
- Ale co? - widziałam zakłopotanie w czekoladowych oczach Justina. Nie miałam odwagi mu tego powiedzieć.
- Chodzi o to... - po policzku spłynęła mi łza - że... od razu przepraszam za to co powiem, chodzi o to, że przemyślałam sobie to wszystko i to nie ma sensu. Wyjeżdżasz do Stanów i kiedy następny raz się spotkamy? Nie wyobrażam sobie dalej tego. Justin, dziękuję Ci za to, bo spełniłeś moje wszelkie marzenia, ale nie może tak dalej być. Ty jesteś sławny, masz miliony fanek a ja? Ja jestem nikim. Przepraszam, ale muszę już iść. - Odwróciłam się i chciałam już prawdopodobnie na zawsze oddalić się od Justina, ale wróciłam do niego i pocałowałam go po raz ostatni mówiąc - Kocham cię, ale inaczej niż idola. - wtedy zaczęłam płakać i popędziłam jak najszybciej do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam całą noc, a rano nie miałam siły nigdzie iść, więc zostałam w hotelu.








Obudziłam się koło 12. Wtedy doszłam do wniosku, że Justin jest kimś więcej dla mnie i to była najgorsza decyzja w moim życiu. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam dziewczynę z buszem na głowie, rozmazanym makijażem i podkrążonymi oczami. Poszłam się umyć.
Nie chciało mi się myśleć o wczorajszym dniu. Postąpiłam okropnie, co musiał wtedy Justin czuć?
- Właśnie. - powiedziałam do siebie, bo przypomniało mi się, że JB ma dzisiaj wylot. Ale kiedy, gdzie i o której nie miałam pojęcia. Jest jeszcze internet.
Włączyłam pospiesznie jakikolwiek portal i dowiedziałam się, że Justin wylatuje z lotniska Orly czyli tego samego co ja przyleciałam. Ubrałam się jak najszybciej i w to co miałam pod ręką. Shorty, biały top i jakaś jeansowa koszula. Chwyciłam torbę spakowałam portfel, legitymacje i jeszcze kilka potrzebnych lub niezupełnie rzeczy. Wybiegłam z hotelu nawet nie zamykając na klucz pokoju. Pobiegłam z lewą stronę na ślepo, bo nie miałam pojęcia gdzie jestem. Po wyczerpujący biegu w końcu znalazłam jakiś postój taksówek. Wsiadłam do jednej i poprosiłam o podwiezienie na lotnisko, ale jak najszybciej.
Dotarłam na miejsce w niecałe pół godziny, ale bałam się, że będzie za późno. Wbiegłam czym prędzej na halę lotniska, kierując się w stronę odprawy, która odbywała się na pierwszym piętrze. Zobaczyłam tłum dziewczyn, więc podbiegłam do pierwszej.
- Czy Justin może już odleciał? - z nadzieją zapytałam "fanki"
- Przez chwilą przeszedł przez odprawę.
Rzuciłam "dzięki" i pobiegłam, ale... jak ja mam się dostać przez bramki? Znowu pojawił sie mur nie do pokonania. Wzięłam głęboki oddech i z trudem prześlizgnęłam się pod bramkami. Ochroniarze od razu zaczęli mnie gonić. Z daleka zobaczyłam Justina idącego długim pasem lotniska.
- Justin - krzyknęłam, ale nie usłyszał - Justin!
JB odwrócił się,a w tej samej chwili ochroniarz złapał mnie za rękę i coś tam wymruczał po francusku, ale ja z trudem wyrwałam mu moją rękę i pobiegłam do Justina. Nie musiałam długo się męczyć, bo on szybciej do mnie podbiegł.
- Przepraszam - powiedziałam, ale nie powiedziałam nic więcej bo Justin pocałował mnie z uśmiechem na ustach.







niedziela, 20 maja 2012

dziewięć.

Blair słuchała mojej opowieści z uwagą. Nie przerwała mi ani jeden raz.
- No... i tak to było - skończyłam na tym zdaniu, a moja przyjaciółka nadal siedziała na łóżku z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Sama się zorientowałam, że to prawie nie realne, ale jednak zdarzyło to się naprawdę.
- Jezu Jezu Jezu. - Próbowała się uspokoić. - Nie wierzę. Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? Dobra, nie ważne. Przez ciebie nie zasnę, ja ci to mówię. - Blair zaczęła krzyczeć w poduszkę co mnie bardzo zdziwiło dlatego, że ona nigdy nie chciała słuchać jego piosenek, a nawet mogę powiedzieć że nie lubiła Justina. Ja zawsze starałam się być opanowana. Przeważnie. Poczułam głód i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie jadłam nic od samego rana. Było po 17, więc stołówka powinna być jeszcze otwarta. Wygrzebałam telefon z torby i poszłam coś zjeść.
Byłam tam sama, oprócz kucharek krzątających się w kuchni. Zjadłam w miarę ciepłą zupę. Potem nie miałam ochoty już nic jeść. Wstałam i poszłam na dół do recepcji. Blair chyba musiała sobie wszystko poukładać. Usiadłam na fotelu ze skóry, który idealnie pasował do reszty mebli. Wyciągnęłam telefon i weszłam na twitter'a. Zaczęłam przeglądać tweety, najpierw powoli, a później coraz bardziej nerwowo. Na początku nie rozumiałam o co chodzi. Dziewczyny, które obserwowałam pisały różne rzeczy o Justinie jedne negatywne inne wręcz przeciwnie. W pewnym momencie, trafiłam na tweeta dziewczyny, który mi wszystko wyjaśnił. Był w nim link i podpis "ŻE CO TO MA BYĆ?". Nie mogłam się powstrzymać, więc zobaczyłam załączony obrazek.
Źrenice chyba powiększyły mi się maksymalnie i nie mogłam oddychać kiedy zobaczyłam siebie na zdjęciu kiedy trzymam rękę Justina. Nie widać mojej twarzy, bo jestem tyłem, ale każdy kto mnie zna potrafił by mnie z pewnością. Nie miałam pojęcia co mam robić, teraz wszyscy się dowiedzą, że Justin nie jest z Seleną, wszyscy się dowiedzą kim jestem. Polecą na mnie hejty ze strony fanek Jeleny, że to ja zniszczyłam ich związek. Napisałam tweeta: "świetnie po prostu" i zablokowałam telefon.
 Zrobiło mi się słabo, więc poprosiłam panią w recepcji o szklankę wody. Żeby się uspokoić piłam wodę powoli, małymi łykami. Odłożyłam szklankę na blat i podziękowałam. Poczułam wibracje dochodzące z mojego telefonu. Napisał numer, którego nie miałam zapisanego."Nie przejmuj się nimi" - przeczytałam w treści smsa. Nie byłam pewna czy to Justin, więc postanowiłam pójść na górę i zobaczyć numer telefonu Justina w kopercie, której dostałam od Crosswors. Zawroty głowy nie ustawały, czułam jakbym jechała ciągle samochodem zakręt za zakrętem. Wchodziłam powoli, uważając żeby się nie przewrócić. Nie mam pojęcia od czego zrobiło mi się tak słabo. Weszłam do pokoju, a Blair siedziała na łóżku pisząc coś na telefonie.
- Blair słabo mi - powiedziałam, a potem powoli osunęłam się na ziemię.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarze jakichś obcych ludzi.
- Gdzie jestem? - zapytałam, oślepiona światłem.
- Na pogotowiu, ale nie martw się nic Ci nie jest, zasłabłaś - usłyszałam głos Crosswors, ale jej nie widziałam. Bolała mnie szyja, nie mogłam się odwrócić. - Lekarze powiedzieli, że możesz mieć lekki udar słoneczny, nie wiem co ty robiłaś dzisiaj, ale nieźle się załatwiłaś.
Faktycznie, dzisiaj było ciepło, ale nie aż tak żebym miała udar.
- Zawołam lekarza, a ty się nie ruszaj. - kontynuowała. Nie wiem co było przyczyną mojego zemdlenia.
Powoli wstałam, rozglądnęłam się w prawo i w lewo. Pogotowie jak pogotowie. Usłyszałam kroki. Weszła lekarka i moja wychowawczyni. O czymś rozmawiały po francusku. Potem pozwolono mi wrócić do hotelu.

Leżałam na łóżku, podczas kiedy cała klasa poszła na wieczorny spacer. Mi kazano zostać w hotelu. Z resztą to dobrze, bo nie miałam najmniejszej ochoty gdziekolwiek iść. Siedziałam na twitterze oglądając jakąś francuską telenowele, tak samo "dobre" jak brazylijskie seriale. Wątek uciekał sie do tego, że pewna pokojówka zakochuje się w swoim pracodawcy, który ma żonę. Pewnego dnia ta babka nakrywa swojego męża i tą pokojówkę na gorącej scenie w łóżku. Całą sytuację streściłam  na twitterze, dla zabicia nudy.
Tam jednak, nie zgasł pożar wywołany nowymi zdjęciami Justina. Dziwnie się czułam kiedy widziałam tweety obrażające mnie. Ludzie mnie nie znali a pisali "suka i dziwka". Napisałam: "a co byście zrobili, gdybyście dowiedzieli się, że to ja jestem na tym zdjęciu z JB? lmao". Chciałam zobaczyć czego się spodziewać, bo prędzej czy później to wyjdzie na jaw. Zobaczyłam odpowiedzi.
" Ja wale, to by było dziwne", albo "wole ciebie niż Selcie" lub "rozwaliłabym ci łeb" przeczytałam. Mieszane odpowiedzi, myślałam że będzie gorzej.
Zaczęła mnie boleć głowa, poszłam się umyć, ny potem od razu położyć się spać.
Umyta wyszłam z łazienki do mojego pokoju. Spojrzałam na godzinę. Było po 22:30, a Blair jeszcze nie było... Zgasiłam światło mi poszłam do łóżka. Wyjęłam telefon i zobaczyłam 5 nieodebranych połączeń. 1 od mamy, 1 od Blair i dwa od tego samego numeru co dostałam smsa. Wygrzebałam z szuflady kopertę i podświetlając telefonem zauważyłam ten sam numer co na telefonie. Zapisałam numer, a potem zadzwoniłam  na niego.
- Aye Jen - Usłyszałam głos Justina
- Hej, dzwoniłeś. - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Dzwoniłem, bo chciałem się zapytać, czy jutro nie będą się spinać jak cię gdzieś wezmę?
- Będą będą. - Odpowiedziałam z rezygnacją. - Słabo się czuję no i ogólnie dzisiaj byłam na pogotowiu, więc zamknęli mnie w hotelu na jutro, kto wie czy po jutrze też tu nie zostanę.
- Byłaś na pogotowiu? Ale nic... - nie dałam Justinowi dokończyć, bo usłyszałam kroki za drzwiami.
- Nie, nic mi nie jest. Przepraszam, ale muszę kończyć.
- Dobrze shawty do jutra. - Powiedział JB, a ja po prostu widziałam jak on to mówił, jak jego wargi układały podczas tego "shawty", które rzucił pod koniec rozmowy. Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo uznałam, że mam mego szczęście skoro to przydarzyło się mnie. Zamknęłam oczy, bo głowo rozbolała mnie jeszcze bardziej.
Słyszałam jak drzwi się otwierały, ale prawie już spałam. Blair weszła, wzięła prysznic. Potem zasnęłam.

-Jenny, ja wychodzę. Idziemy z klasą gdzieś coś zwiedzać. Kuruj się -Słyszałam głos Blair.
- Okej - powiedziałam ziewając. Blair wyszła a ja poszłam dalej spać.
Wydawało mi się, że minęło kilka sekund kiedy moja przyjaciółka wparowała dosłownie do pokoju.
- Jenny! Jezu Jezu Jezu. - skakała po pokoju.
- Spokojnie Blair.  Mów co jest - usiadłam na łóżku przeciągając się w mojej piżamie, składającej się krótkich spodenek i luźnej bluzki z podobizną Justina z 2009 roku.
- Justin idzie do ciebie!!! Znaczy zapytał się przed hotelem czy jesteś, i za chwilę do ciebie powinien przyjść! -Blair prawie krzyczała - A teraz cię przepraszam, ale muszę iść bo Crosswors się wścieka.
- Ale jak to?! - zerwałam się natychmiast do łazienki, okiełznałam w miarę twarz gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wyszłam z toalety, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Na śmierć zapomniałam, że jestem w piżamie. Widziałam już twarz JB, ale szybko zamknęłam drzwi. Popędziłam do pokoju, ale nie znalazłam nic w co mogłabym się ubrać, a uznałam, że nie powinnam kazać Justinowi czekać. Speszona wpuściłam Justina do środka.
- Mam nadzieję, że tym razem nie zatrzaśniesz mi drzwi przed nosem. - Justin podszedł mnie i przytulił. Miałam ochotę zachować się jak Blair wczoraj.
- Spróbuję - zaśmiałam się - przepraszam ale nie zdążyłam się ogarnąć. Dopiero co wstałam. - poczułam się trochę dziwnie, bo tak naprawdę nie miałam nic na sobie.
- Mi tam to nie przeszkadza - Justin przygryzł wargę, a potem parsknął śmiechem w tym momencie co ja.
Justin usiadł na moim łóżku, a ja podeszłam do szafy. Mi przypadły jak zwykle szafki na górze, sięgnęłam rękoma tak, że bluzka podniosła mi się dość wysoko gdzieś na poziom bioder. Czułam wzrok Justina na sobie. Musiałam się odwrócić i sprawdzić. On szybko odwrócił wzrok, udając że przygląda się firanom. Na pewno firany go bardzo interesują. Wróciłam do wyboru ubrania na dzisiaj. Justin był ubrany w biały t-shirt i  nisko opadnięte (z resztą jak zwykle) spodnie. Uznałam, że musi być ciepło, więc wzięłam jakieś shorty i koszulę w kratę.
- Za chwilę będę - powiedziałam, po czym umknęłam do łazienki, w której szybko odprawiłam poranną toaletę i ubrałam się. Pomalowałam się, ale nie zbyt mocno. Tylko tusz i nie zbyt widoczna kreska. Wyszłam z łazienki, a Justin coś robił na moim telefonie. Skąd wiem, że to mój? Ponieważ z lewej strony mam przyklejony jeden kryształek. Dosłownie rzuciłam się i odebrałam mu telefon.
- Zwariowałeś? - Zaśmiałam się widząc co Justin pododawał na mojego twittera. Tweetów typu: "cześć tu Justin Bieber" lub "Kąpałam się z Obamą pod prysznicem" było ponad 20. - Głupi jesteś. Teraz daj mi swój telefon. Oko za oko, ząb za ząb.
Justin dał mi telefon, ja położyłam usiadłam koło niego i zaczęłam pisać różne głupoty. Połowa z nich była o Jerrym, ale pisałam je tak, żeby JB nie mógł ich zobaczyć. Przesłałam kilka tweetów dalej, a potem patrzyłam na reakcje tych dziewczyn. Pamiętam jak sobie wyobrażałam moją reakcję, gdyby Justin mnie retweetował. A teraz siedzi koło mnie.
- Weź mnie uszczypnij. - powiedziałam
- Czemu? - zapytał
- Bo wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Nie chcę, żebyś odebrał to źle, ale zrozum, że zawsze byłeś moim idolem, a teraz ta cała sprawa nabrała innego biegu. To jest coś wspaniałego, bo ja nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś ciebie spotkam a co dopiero to - łzy zaczęły mi spływać po policzkach, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że to jest spełnienie moich największych marzeń.- To wszystko jest za piękne, żeby było prawdziwe.
- Najwyraźniej to jest piękne i prawdziwe, Jen - Justin otarł mi ręką łzę. - Na prawdę - powiedział przytulając mnie. - Jestem tu. I ty też. - Justin trzymał mnie za ramiona - A teraz już nie płacz, bo to nie ma sensu.
- Ale ty sobie tego nie wyobrażasz co ja teraz czuję. Wyobraź sobie, że jesteś kogoś fanem i masz obsesje na jego punkcie, a potem go spotykasz i... - Justin nie pozwolił mi dokończyć zdanie tylko przerwał mi całując mnie w usta. - i dzieje się to co teraz - uśmiechnęłam się
- Never say never - wyszeptał. Wstał wraz ze mną i zaczął mnie całować. Przyparł mnie do ściany całując, a ja nie śmiałam mu przerywać. Nie ukrywam, że podobało mi się to nad wymiar.
- Wiesz, że to się nie uda, w sensie, że nasz związek - powiedziałam szeptem.
- Kto tak powiedział? - Justin uśmiechnął się i musnął moje usta po raz ostatni.
- Właściwie to nikt, ale to jest prawda...
- A ile razy, ktoś ci mówił, że mnie nie spotkasz? - Właściwie to Justin miał rację. Zawsze trzeba spróbować, chociaż by się w to nie wierzyło, że to się uda. Zawsze jest na coś szansa.
- Milion...
- No właśnie - Justin usiadł na łóżku - Chodź.
Usiadłam na kolanach Justina, ten wyjął z kieszeni małe pudełeczko otworzył je a moim oczom ukazał się wisiorek z literką "J". Justin zapiął mi go na szyi.
- Jennifer albo Justin - jak wolisz - powiedział i pocałował mnie, a w tej samej chwili do mojego pokoju wszedł Mike.
- Co ty tu robisz!? - krzyznęłam
- Nie ważne, co ty robisz z nim - wskazał na Justina.
- Nie mogę tu być? - odpowiedział JB
- Nie, to jest moja dziew..
- Mike nie. Nigdy nie byłam twoją dziewczyną, wyjdź stąd - wskazałam na drzwi.
- Nie będziesz mi rozkazywała - Mike podszedł bo mnie, i pociągnął mnie za bluzkę na co dałam mu w twarz. Nim się zorientowałam Justin wstał i przywalił Mike'owi w twarz i powiedział: "masz stąd wyjść, jasne?". Mike z krwawiącą wargą wyszedł.
- Wszystko dobrze?
- Tak Justin.. nie wiem co w go wstąpiło...
___________________________________________________
Tak, więc to tyle na dzisiaj. Trochę brak weny, przepraszam,
ale mam nadzieję że wam się jakoś podobało.
trochę późno dodałam, przepraszam.
a teraz chciałabym polecić jednego bloga:
http://iamericangirls.blogspot.com/ naprawdę polecam,
jeżeli chcecie poczytać prawdziwych słów o
przyjaźni i o życiu.

KOMENTUJCIE <3

piątek, 11 maja 2012

osiem.

   Miałam ochotę wstać i zacząć biegać w kółko i krzyczeć. Tak wiem, to głupie, ale jeżeli spotykasz swojego idola, który zawsze był dla ciebie ideałem i 2 dni po spotkaniu całujesz się z nim, to kto by nie miał takiej ochoty? Chociaż chwila, w której usta Justina spotkały się z moimi trwała nie dłużej, mi się wydawało jakby to była wieczność. Tak chciałam. Otworzyłam oczy, uśmiechnęłam się. Patrzyłam się w brązowe, połyskujące w słońcu oczy Justina, w które mogłabym się patrzeć bez końca.
- Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale... - powiedział Justin.
- Nie ma żadnego ale - odpowiedziałam mu, całując go po raz drugi tym samym uniemożliwiając mu odpowiedzi. Nie było możliwości - zostać uchwyconym w kadrze jakiegoś paparazziego, bo trawa była wysoka. Z resztą , nie sądzę żeby Justin specjalnie się tym przejmował. 
  Położyłam głowę na ramieniu Justina. Chwilę się zastanowiłam nad dalszym działaniem, a potem objęłam go ręką. 
- Jen? - Justin przytulił mnie do siebie. 
- Słucham?
- Nie dałaś mi dokończyć wtedy więc daj teraz. Proszę. - Skinęłam głową, i zaczęłam słuchać Justina. - Tak, wiem poznaliśmy się wczoraj, ale to nie jest tak, że poznałem ciebie, fajnie. I tyle, dla mniej to coś więcej. Brzmi to strasznie powierzchownie, ale serio mi się podobasz. Nie wiem, ale masz coś w sobie takiego co sprawia, że za każdym razem jak cię widzę to cały jestem szczęśliwy, i... - zawiesił głos. 
- Nie musisz kończyć. Bo ja... - zastanowiłam się przez chwilę. - czuje to samo - Powiedziałam to. Nie byłam do końca pewna czy to są moje uczucia, ale tak. W obecności Justina, czuję się inaczej. Nie z tego powodu, że jest sławny i ma niesamowity talent. Nie wiem czemu, po prostu. - Na prawdę. - Mój drżący głos, sprawiał wrażenie, jakbym za chwilę miała płakać. Z pewnością, to była najlepsza chwila w moim życiu. 
  Niebo zaczęło się chmurzyć. Temperatura gwałtownie spadała, a ja ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka zaczynałam marznąć. Oglądałam prognozę pogody, i nie zapowiadali zmian temperatury, więc ubrałam się stosownie do tego co prezenterzy mówili. Miejscami jeszcze mokry top, dawał nieprzyjemny chłód kiedy wiatr wiał. Justin zdjął swoją bluzę. Starał mi się ją ubrać. 
- Ale wtedy będzie tobie zimno... 
- O mnie się nie przejmuj - powiedział Justin, zakładając mi swoją bluzę. Pomyślałam, że Mike nigdy by tak nie zrobił. Byłam w nim ślepo zauroczona, i nie widziałam tego, jak chamsko mnie traktował. Justin wstał i podał mi rękę. Z chęcią zostałabym jeszcze tutaj, ale pogoda nie dopisywała, więc nie protestowałam.
  Wracaliśmy tą samą drogą co poprzednio, a ja zastanawiałam się co będzie jak wrócę do hotelu. Jednym słowem - przesrane. Wygrzebałam z torby telefon, włączyłam go bo z niewiadomych przyczyn się wyłączył. 17 nieodebranych połączeń, 8 wiadomości. Blair. Blair. Blair. Mike. Blair. Chwila zastanowienia. Mike? Od kiedy on się o mnie "martwi"? Może Blair od niego dzwoniła... Głupio mi tak trochę, że o niczym jej nie powiedziałam. Za chwilę będę w hotelu, to wszystko jej wyjaśnię, bo to nie jest ok wobec niej.
- Ja idę... - powiedziałam, kiedy staliśmy przed drzwiami. 
- Idę z tobą. Wiem, że wychowawczyni będzie na ciebie wściekła, a to moja wina. 
- Dobra, to chodź. - pociągnęłam Justina za rękę, a w recepcji stała już Crosswors rozmawiająca przez telefon. Zaczęłam się bać rezultatu tego, że uciekłam z Justinem, ale przecież nie odeślą mnie z powrotem do domu.
- Jennifer! Bogu dzięki! Myślałam, że porwano ciebie lub cokolwiek innego! - Wychowawczyni podbiegła do mnie. 
- Nie... jak widzi Pani jestem tutaj... 
- Widzę. A teraz tłumacz się, gdzie ciebie dziewczyno posiało! Zawiadomiliśmy policje, nikt nie mógł się z tobą skontaktować. 
- A więc... - chciałam już zacząć swój monolog gdy nagle przerwał mi Justin.
- Spotkałem Jen na Wieży Eiffla, zagadaliśmy się, a kiedy zorientowaliśmy się, pani klasy już nie było... Przepraszam, to moja wina nie powinnienem jej zagadywać.
- Ach tak... To ten chłopak krzyczący do Jennifer? Znajoma buźka, znajoma. Dobrze... Daruje wam, a teraz Jen kieruj się na kolacje. - Crosswors wyraźnie odetchnęła z ulgą, i poszła w stronę jadalni. Blair pewnie tez tam była, więc postanowiłam zaprowadzić Justina na górę. Tylko po to, żeby trochę z nim pobyć. Wchodziliśmy wolnym krokiem, kiedy nagle usłyszałam głos Blair, mówiącej prawdopodobnie do Polly -koleżanki z klasy. Polly miała tak charakterystyczny śmiech, że nie w sposób było nie odróżnić go od innych.
- Ja wale... - Pociągnęłam Justina za rękę i jak najszybciej dobiegliśmy do pokoju. Pospiesznie otworzyłam drzwi. - Wchodź tam i się nie ruszaj! - Otworzyłam drzwi do łazienki.
- Czekaj... ale po co?
- Proszę cię. - Podeszłam do Justina, pocałowałam go w policzek. Na jego twarzy zagościł uśmiech, z resztą na mojej też. Zamknęłam drzwi do łazienki i zgasiłam światło. Podbiegłam do mojego łóżka, wyciągnęłam pierwszą lepszą gazetę udając że czytam. W tej samej chwili drzwi się otworzyły.
- Jenny? Gdzie ty się do cholery podziewałaś?! Ja się o ciebie też martwię wiesz? - Blair podeszła do mnie i zaczęła potrząsać mną.
- Straciłam orientacje, a telefon mi się rozładował. No... przepraszam, masz szczęście, że w ogóle wróciłam.
  Chwila refleksji dla mnie. Tak. Powiem Blair o Justinie. Ona ma prawo o tym wiedzieć, nieważne jakie konsekwencje z tego wynikną.
- Blair? - zapytałam z niepewnością w głosie czy aby na pewno dobrze robię.
- Co jest? Zawsze tak mówisz, jak coś ważnego się stało...
- Bo widzisz... Chodzi o to, że kogoś spotkałam.
- A konkretnie? Znaczy w sensie, że chłopaka tak? No mam nadzieję, że chłopaka...
- Haha tak tak. Chłopaka. Ma na imię Justin. - powiedziałam nieco ściszonym głosem
- Ty patrz. Tak samo jak Bieber. Ja to spostrzegawcza jestem. - odpowiedziała mi, wyszarpując mi z rąk gazetę.
- Taaa... Tak samo. - Wstałam - Idę do toalety.
  Mam to zrobić? A co jeżeli to nie był dobry pomysł? Blair to moja przyjaciółka, i ona ma prawo o tym wiedzieć. Otworzyłam drzwi do toalety, a Justin siedział na toalecie przyglądając się składowi mojego żelu pod prysznic.
- Tylko proszę. Nie przestrasz się jej. - Wyszeptałam Justinowi, w taki sposób, że mógł sobie pomyśleć, że Blair to totalna idiotka. Chciałam już przejść przez próg. Zatrzymałam się by potem nie żałować. Raz kozie śmierć. Popatrzyłam się Justinowi w oczy,  był chyba zagubiony. Nie wiedział co się dzieje.
  Kiedy weszłam do pokoju, Blair nie zwróciła na mnie uwagi. Czytała dalej te swoje pisemka, nic nie zauważyła. Powiedziałam tylko "Dokładnie tak samo jak Justin Bieber", a wtedy Blair podniosła głowę, oczy zrobiły jej się wielkie jak u kota. Gazeta spadła jej na podłogę. Chwilę tkwiła w bezruchu kiedy nagle z piskiem podniosła się z łóżka i zaczęła latać, trząść się i tarzać po całym pokoju jak oszalała. Śmiałam się z niej bo nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Justin najwidoczniej był przyzwyczajony do takich widoków, więc tylko się uśmiechnął parsknął śmiechem i pomógł Blair wstać.
- Wszystko okej? - zapytał się kiedy ja nadal nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Yhym...
- Tak więc widzisz. - wtrąciłam - tylko proszę cię. Błagam nie mów nikomu. Za chwilę wracam, a ty się uspokój w tym czasie.
  Poszłam na dół z Justinem, żeby odprowadzić go do wyjścia. Słońce już wyszło zza chmur, więc poszlismy usiąść na ławkę zaraz koło hotelu, która była dobrze ukryta, nie było jej widać przez krzaki, jednak słońce na nią padało.
- Jesteś na mnie zły, że cię przedstawiłam, prawda? - zapytałam się Justina
- Nie jestem - Justin objął mnie ramieniem. - Czemu tak myślisz?
- Tak mi się jakoś wydaje... Kiedy wracasz do Stanów? - Justin milczał i wpatrywał się w jeden punkt - Halo?
- Chyba pojutrze. - wszeptał.
  Czyli dzisiejsze spotkanie nie było przypadkowe? Nie wydaje mi się, że Justin musiał specjalnie mnie "śledzić", żeby spędzić jeszcze trochę czasu razem skoro faktycznie tak mało go zostało. Przynajmniej tak bym chciała. Nie odpowiedziałam nic, tylko położyłam głowę na jego ramieniu. Nie chciałam iść, ale Blair może być roztrzęsiona po całym zajściu.
- Justin muszę już iść - powiedziałam. Pożegnałam się Justinem, przytulając się do niego. Nie zdarzając na to co Justin pomysli, pocałowałam go jeszcze raz tak jak wtedy na polanie. "Do jutra" powiedziałam a potem zniknęłam za rogiem.
  Wróciłam do Blair, która miała banana na twarzy. Chciała żebym wszystko jej opowiedziała. Więc tak zrobiłam.

_______________________________________________________
No.. koniec na dzisiaj, mam nadzieję, że wam się podobało.
Następnym razem napiszę dłuższy, tylko muszę mieć pewność że to
wam się w ogóle podoba..
jak chcecie to to mój twitter @lawrencination a to moje gg: 19803011 ♥
nn za tydzień :D



  

niedziela, 6 maja 2012

siedem

  Poczułam czyjąś zimną rękę na moim ramieniu, otworzyłam oczy i zobaczyłam Blair. Podniosłam się, była już ubrana. Coś do mnie mówiła, ale z powodu, że dopiero wstałam, prawie nic nie zrozumiałam. Sięgnęłam po telefon. 8:09, jest wcześnie, więc nie rozumiałam czemu Blair już jest na nogach. Śniadanie dopiero o 9:30, wystarczyłoby gdybym obudziła się o za piętnaście dziewiąta. Rozciągnęłam się i jednocześnie ziewając zapytałam się Blair.
- Nie mogłaś mnie później obudzić?
- Nie, Crosworss chce z tobą rozmawiać. A, i lunatykowałaś. - Blair się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne. - Na przekór parsknęłam śmiechem, poszłam po łazienki, umyłam się cała. Ubrałam i zeszłam do pokoju nauczycielek. Lekko zapukałam, starając się nie obudzić osób w pokojach obok. Poczekałam chwilę. Nagle drzwi się otworzyły. Jednak stałam nieco za blisko, a że drzwi otwierały się do środka dostałam nimi w głowę. Nic wielkiego, przyzwyczaiłam się już do tego typu wypadków, bo jak na osobę nad którą nie krąży żadne fatum, często mi się zdarzają. Nauczycielka od razu pytała się czy nic mi nie jest i takie tam. Z jej pokoju poczułam zapach herbaty zielonej. Mój tata takę uwielbiał i zawsze parzył mi ją kiedy do niego przyjeżdżałam. Czasami wprost nienawidziłam mamy za to co robiła, że rozstała się z tatą i że nie możemy mieć normalniej rodziny, tylko co miesiąc muszę latać z Los Angeles na przedmieścia Nowego Jorku. Najgorsze było to, że musiałam wybierać pomiędzy nimi z kim mam mieszkać. Oboje kochałam z całego serca, a żadnego nie chciałam skrzywdzić. Ze względu na moją młodszą siostrę, które była za mała, na wybór a Sąd wybrał mamę, to ja również, nie chciałam jej zostawiać.
- Jennifer, muszę z tobą porozmawiać. - Pokazała ręką, żebym weszła. - Chodzi o wczoraj.
  Przed oczami pojawił mi się wczorajszy wieczór z Justinem. Wszystko w przyspieszonym tempie.
- Tak, wiem. Przepraszam, za późno wróciłam. - Skinęłam głową, na znak, że wszystko zrozumiałam.
- Nie o to chodzi Jenny. - Jeżeli nie o to, to nie miałam pojęcia czemu Crosworss chciała ze mną rozmawiać. - Chodzi o to, że ten chłopak, z którym wczoraj wyszłaś, dzisiaj w nocy nie dawał spać ludziom w hotelu.
- Jak to? - Zdziwiłam się bardzo.
- Na początku, koło 1 w nocy, przyszedł do recepcji, i zaczął się wypytywać czy może do ciebie podejść do pokoju. - Nauczycielka mówiła serio, a ja chciałam się śmiać, lecz powstrzymałam się i pozwoliłam sobie na uśmiech. - Później, kiedy nikt go nie wpuścił to przed hotelem zaczął ciebie wołać. Ludzi i nasi uczniowie się skarżyli. Sama zeszłam mu powiedzieć, żeby poszedł i dopiero wtedy posłuchał. Prosił żeby dać ci to. - Crossworss dała mi kopertę.
- Ja przepraszam bardzo, bardzo za niego. Nie wiem, co go opętało.
- Nic nie szkodzi Jennifer, tylko poproś go, żeby więcej tak nie robił, bo mogą nas wydalić z hotelu. - Przytaknęłam głową, a kiedy chciałam już wychodzić, wychowawczyni dodała jeszcze - Ten chłopak jest całkiem przystojny, i chyba ciebie naprawdę lubi.
  Było jeszcze dużo czasu do śniadania, poszłam do pokoju. Blair leżała na swoim łóżku, czytając Teen Vouge'a. Zajęłyśmy się rozmową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej wszystko, ale Bóg wie, komu ona by to wypaplała, a nie chciałam żeby każdy o tym wiedział. I tak prędzej czy później to nastąpi.
- No to Jenny, mów gdzie byłaś wczoraj. Poszłaś tak bez uprzedzenia.
- Musiałam iść z jakąś babką na lotnisko. Zostawiłam tam taką małą walizkę. Zupełnie o niej zapomniałam. - Powiedziałam bez zastanowienia.
- To gdzie ona teraz jest? - Zapytała się Blair, a ja nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzałam tylko na zegarek. - Chyba musimy iść na śniadanie




                                                                        ***
  Wieża Eiffla wyglądała cudownie. Pogoda dopisywała, a wiatr który nie ustawał, dawał przyjemne orzeźwienie. Wjechaliśmy na najwyższe piętro wieży, skąd rozciągał się cudowny widać do cały Paryż. Szłam tyłem, kiedy poczułam że ktoś łapie mnie za biodra. Natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam, nikogo innego tylko Justina. Miał na sobie bluzę z adidasa, fullcap'a, i okulary. Na czapkę miał zarzucony kaptur. Nie sposób było go rozpoznać, ale fanki dały by radę. Było naprawdę gorąco, a on był ciepło ubrany.
- Co ty tu robisz?! - Wzięłam go za rękę, i zaciągnęłam w miejsce, gdzie nikt z wycieczki nie mógł nas zobaczyć.
- Byłem na Wieży, i nagle zobaczyłem ciebie więc podszedłem się przywitać. - Odpowiedział.
- Przecież jak oni mnie zobaczą to... - Justin nie dał mi dokończyć tylko przerwał mi.
- Nie muszą nas widzieć. Chodź ze mną. - Już nie protestowałam, bo wiedziałam, że Justina i tak nie da się przekonać. Nie miałam pojęcia gdzie chce mnie zabrać. Powiem nauczycielkom, że się zgubiłam, a telefon zostawiłam w hotelu. Nie czekaliśmy na windę. Justin postanowił zejść schodami. Niemalże biegł, a ja nie mogłam za nim nadążyć. 
- Justin, nie mam już siły. - Powiedziałam, kiedy byliśmy jeszcze przed połową drogi. 
- Zejdź jeszcze do półpiętra. - Wykonałam jego polecenie, a kiedy podparłam się, Justin podszedł do mnie, i wziął mnie na ręce. Zaprotestowałam, ale on upierał się, że da sobie radę, bo jestem lekka jak piórko. 
- Justin dam sobie radę sama, tylko proszę, wolniej. - Wtedy Justin posłuchał mnie, i postawił mnie na nogi. Podeszłam do barierki. Wiedziałam, że za mną stoi Justin. 
- Czy mi się wydaje, czy jesteś jakiś dzisiaj przygnębiony. 
- Haha, nie przygnębiony, tylko raczej zmęczony krzyczeniem, czekaniem na ciebie pod twoim hotelem. 
- Właśnie! Ty! Jeszcze raz mi tak zrobisz, a moja nauczycielka mówiła, że wywalą nas z hotelu głupku! Poza tym powiedziała, że jesteś przystojny. - Zaśmiałam się. Justin stał bardzo blisko mnie. 
- A dała ci coś? 
- Tak, ale nie zdążyłam przeczytać. To coś ważnego? - Zapytałam, a kiedy to mówiłam Justin założył mi kosmyk włosów za ucho. 
- Właściwie to nie. Tak był tylko mój numer telefonu, jak byś chciała... A teraz chodź, bo się spóźnimy.
- Ale gdzie?! - Justin złapał mnie za rękę i znowu zaczął biec po schodach.  
   Na dół zbiegłam cała zmachana. Nie miałam siły iść dalej, i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jaką mam słabą kondycję. Justin nadal biegł, było tak ciepło, że nie rozumiem czemu on się nie ugotował w swoim ubraniu. Dopiero kiedy Justin spojrzał na zegarek zaczął iść spokojnym krokiem. Nadal trzymał moją rękę. Może to brzmi dziwnie, ale czułam się przy nim bezpieczna i tak jakbym znała go już od lat. Z Mike'm było inaczej, długo czasu minęło za nim go polubiłam, a potem zakochałam. Ale to już minęło. Uświadomiłam sobie, że on zawsze był dla mnie nikim. Szliśmy ulicami Paryża, a słońce nie odpuszczało. Robiło się coraz cieplej. Justin skręcał w małe uliczki, jakby znał to miasto tak jak Blair. W końcu, doszliśmy do tej knajpki, co byliśmy wczoraj. Jednak Justin do nie wszedł. 
- Jen, poczekaj chwilę, ja muszę tylko coś załatwić ok? - Pokiwałam głową twierdząco. Jen. Tak mówił do mnie mój tata. Poza tym nikt więcej. A teraz Justin. Nie minęła minuta, a Justin wrócił. - Właściwie... To nawet się ciebie nie zapytałem, czy chcesz ze mną gdzieś iść. Nie, nie powiem ci gdzie. 
- Jeszcze się pytasz. - Chciałam już powiedzieć, kto by nie chciał, ale to byłoby zbyt powierzchowne. Jakbym chciała z nim tam iść, ze względu na jego pozycję w show biznesie. A tak nie jest. Weszliśmy do sklepu, taki odpowiednik monopolowego. Justin kupił jakieś napoje, chipsy, praktycznie wszystko co się dało. Zapłacił za to ponad 20Euro, ale on na to ma kasę. 
  Nie wiem jak długo szliśmy, ale na pewno ponad pół godziny. Justin, poprosił mnie o zatrzymanie się. Poszukał czegoś w torbie, i zaczęliśmy iść dalej. Byliśmy na polanie, która wydawałoby się, nie ma końca. Nagle poczułam, zimną wodę na moich plecach. Co innego mogłabym sobie pomyśleć. Justin. 
- A idź! - Rzuciłam torby, które niosłam, ale przedtem wyjęłam butelkę z wodą. Justin zaczął uciekać, ja za za nim. Odkręciłam butelkę, a strumień wody poleciał na Justina. Od razu dostałam wodą w twarz.
Pomyślałam, że minęło kilka lat, kiedy ostatni raz mogłam się tak pobawić jak dziecko.
  Nim się zorientowaliśmy, oboje byliśmy mokrzy, ale moja butla jeszcze nie była pusta. Czym prędzej dobiegłam do Justina, i wylałam na niego. Potknęłam się o jego nogi, a w rezultacie, oboje się przewróciliśmy. Leżałam na Justinie. Cali mokrzy, nie mogliśmy przestać się śmiać. Nasze twarze znajdowały się w stosunkowo bliskiej odległości. Chciałam żeby ten moment trwał wiecznie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, a gdy nasze Justin musnął delikatnie moje wargi, poczułam się jak nigdy przedtem.


____________________________________________________
 No, więc dziękuję za czytanie, jesteście wspaniali ♥
Mam nadzieję, że wam się podobał rozdział.
Nowa notka w przyszłą niedzielę :)
Zapraszam do komentowania niżej.



niedziela, 29 kwietnia 2012

sześć

   Nie mogłam nic powiedzieć. Chociaż nie wiem, jak bardzo bym się starała, ograniczała ma jakaś bariera, która dziwnym sposobem nie pozwalała mi wymówić słowa. Czułam, że się uśmiecham. Moje ręce ciągle tkwiły na klatce Justina. Najpiękniejsza chwila w moim życiu. Jednak to nie może tak być. Momentalnie moje ręce poszły na dół.
- Przepraszam Justin, muszę iść - powiedziałam chyba najszybciej jak mogłam. Nie byłam pewna czy Justin mnie zrozumiał. Odwróciłam się, i szybko pobiegłam przez tłum osób idących w inną stronę. Wiem, że głupio zrobiłam, ale nie mogłam się już zawrócić. To i tak by nie wyszło. Przecież nawet nic nie było.
   Tłum był tak wielki, że nie zauważyłam siatki z zakupami, która leżała dokładnie przede mną. Noga utknęła w rączce siatki, a ja cała poleciałam do przodu na kocie łby. Gdy wstałam, zorientowałam się, że każdy na mnie patrzy. Ludzie się śmieją, inni pokazują palcami.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam, dość głośno, żeby niektórzy znający angielski mogli zrozumieć. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu właścicielki zakupów. Na próżno. Postanowiłam zejść na bok, i usiąść na schodach, żeby wytrzeć z piachu zdarte kolano. W kieszeni znalazłam czystą chusteczkę. Wytarłam nią ranę.
- Wszystko okej? - Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina. Widziałam uśmiech na jego twarzy, więc niewykluczone było, że widział mój żałosny upadek.
- Chyba tak. - Odpowiedziałam, przesuwając się do ściany, żeby Justin mógł usiąść. - Przepraszam, że tak... uciekłam.
- Nic się nie stało. - Justin zaczął grzebać w plecaku. Wyciągnął wodę utlenioną. Zamierzał polać mi ją kolano. -Mogę?
- Nosisz w plecaku wodę utlenioną? I tak. Tak, możesz. - Justin uśmiechnął się. Cicho jęknęłam, ponieważ rana była dość rozległa.
- Wiesz, nigdy nie wiadomo co się stanie. - Wyszeptał. - A...
- Słucham? - wydawało mi się, że nie dosłyszałam, ale po chwili domyśliłam się, że Justin specjalnie nie dokończył?
- Chodzi mi o to... - Nie chciał dalej mówić, ale popatrzyłam się na niego takim wzrokiem, że nie miał sposobności nie dokończyć zdania. - o to, czemu tak się nagle zerwałaś.
  Nie chciałam mu mówić całej prawdy, bo nikt nie wie, czy go to nie urazi. Bo krótkim zastanowieniu, wyjawiłam Justinowi to, że to i tak by nie wyszło. On jest sławny, ma dziewczynę, a paparazzi chodzą za nim krok w krok.
- Tylko, proszę nie bądź zły. - Dopowiedziałam jeszcze.
- Czemu miałbym być? - Zapytał i objął mnie jedną ręką. - Tak naprawdę, to czasami żałuję, że jestem sławny. Robię to co kocham, szkoda tylko, że psuje mi to życie. Nie mam prywatności. I to jest najgorsze w tym wszystkim. A Jenny, jeżeli ty nie chcesz się ze mną spotykać, to nie ma sprawy.
- Chcę! - Wykrzyknęłam. Ludzie po raz kolejny się na mnie spojrzeli, a Justin zaczął się śmiać. - Przepraszam. Ale... chodzi o to, że ty też masz dziewczynę i to nie jest w porządku wobec niej.
  Justin nic nie odpowiedział. Tylko wstał, lekko podciągnął spodnie, rozejrzał się w okół i podał mi rękę.
- Chodź. - Wstałam. Wytarłam spodnie. Justin zaciągnął mnie w jakieś uliczki, które po zmroku wyglądały fantastycznie. Latarnie nadawały romantycznego nastroju. Na murku siedział starszy pan grający na gitarze, a po ulicy przechadzały się pary. Zauważyłam kilka lamp błyskowych z dość daleka, więc natychmiast schyliłam głowę. Justin szedł dalej, aż do małej kameralnej knajpki, gdzie prawie świeciło pustkami. Zajęliśmy miejsca. Nieliczni ludzie siedzący za nami, wyciągali telefony i robili nam zdjęcia. Czułam się niezręcznie.
- Mogę ci za... - Justin przerwał kiedy do stolika poszedł kelner, wręczając nam karty. Odpowiedział, że on nic nie chce, zapytał się mnie, a ja poprosiłam o wodę. - Mogę ci zaufać Jenny?
- Tak. Tak. - Potakiwałam.
- No to.. Słuchaj, tak na prawdę, to ten mój związek z Seleną to... nie jest prawda. Jesteśmy przyjaciółmi, to prawda, ale ja do niej nic nie czuję. - Moja twarz chyba nie wyrażała żadnych emocji. Z jednej strony cieszyłam się, że będę mogła spędzać chwile z Justinem bez obawy o Selenę. Nie wiem właściwie, czemu sobie to wyobrażałam. To wszystko nie miało sensu. Ale też czułam w pewnym sensie smutek, bo szkoda było mi Justina. Gdy popatrzyło się na jego twarz, widać było ulgę. Może, od dawna chciał to komuś powiedzieć, tylko nie miał komu? Nie wiem.
- Wow. Nie spodziewałam się tego. Ale obiecuję, że nikomu tego nie powiem, a z resztą komu? - Uśmiechnęłam się do Justina porozumiewawczo, a kiedy dostałam wodę od razu wypiłam całą szklankę. Od dawna nic nie piłam. Chciałam zostawić na stoliku kilka euro.
- Ja zapłacę. - Odezwał się Justin.
- Justin, muszę już wracać. Serio, bardzo nie chcę, ale wiesz. Ta walona wycieczka.
- Haha, to chodź, odprowadzę cię. - Justin chwycił moją rękę. Złapałam ją, może trochę za mocno, ale czułam się strasznie szczęśliwa.
   Byliśmy już pod hotelem. Nie miałam ochoty tak wracać, najmniejszej, ale i tak dostanę ochrzan. W końcu jest po 22.
- Justin, dziękuję ci. - Powiedziałam.
- Za co? - Zapytał.
- No za dzisiaj, i ogólnie. Najlepszy dzień w moim życiu. Bez kitu.
- No chodź. - Justin rozłożył ręce, a ja podeszłam do niego i przytuliłam się. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Czułam łzy w oczach, bo wiem, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Justin prawdopodobnie jutro wyjeżdża. - To co do jutra?
- Do jutra?
- Tak, a czemu nie? Miałbym zaprzepaścić kontakt z tobą? - Justin uśmiechnął się trochę nieśmiale. Spojrzał na mnie. - Płaczesz? Jenny...
- Nie.. Tylko po prostu, boję się, że nigdy... nieważne.
  Czułam wzrok Justina na sobie, chciał żebym dokończyła.
- Hmmm?
- No... boję się że nigdy ciebie nie zobaczę.
- Nie pozwolę na to. - Justin zbliżył się do mnie i pocałował delikatnie mój policzek. Moja twarz się rozpromieniła.
  Pożegnaliśmy się. Ja popędziłam na górę unikając nauczycielek.Weszłam do pokoju, zastałam Blair oglądającą francuski serial.
- Gdzie ty byłaś!? - dopytywała się.
- Sama nie wiem... - Zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko.

 

środa, 18 kwietnia 2012

pięć.

- Ja wale. - Powiedziała do siebie Jenny.
- Co jest? - Blair zauważyła grymas na twarzy swojej przyjaciółki.
  Jenny chciała już opowiedzieć, co i jak, ale zrezygnowała z tego. Wolała tego uniknąć, bo Blair nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami. Zawsze coś wygadała, nie ważne jak bardzo starałaby się utrzymać słowo w tajemnicy, nigdy to jej nie wychodziło. Dlatego Jenny wolała zostawić to w tajemnicy. Wie o tym tylko ona i koniec.
 Włożyła telefon Justina do kieszeni, i zaczęła jeść. Jedzenie było dobre, natomiast nie zaskakująco. Krem brokułowy był za rzadki - jak zupa. Jenny niechętnie zjadła talerz, a następnie lekko marudząc zajęła się jedzeniem drugiego dania.
 To, co dzisiaj się wydarzyło, nadal było dla dziewczyny zagadką. Jakoś dotychczas nie przydarzały jej się dobre rzeczy, ale dzisiaj, uświadomiła że nie ciąży nad nią żadne fatum, jak kiedyś myślała. To, że zabrała Justinowi telefon, to może przeznaczenie? Raczej nie, bo czemu niby? Jenny wyszła ze stołówki, razem z całą grupą. Kierowali się do salki ze stołami do bilarda i ping-ponga. Pani otworzyła drzwi, a jej klasa zajęła miejsca. Wszystkie krzesła były zajęte, oprócz jednego. Koło Mike'a. Jenny zauważyła, że Mike pokazuje, żeby usiadła koło niego. Ta tylko popatrzyła się na niego z pogardą, i poszła usiąść na podłodze koło Blair. Nie będzie siadać koło Mika, W życiu. Pani zaczęła opowiadać i prosić uczniów o pokazanie zdjęć z zadanie, gdy Crosswors przeczytała nazwisko Blair, ta podeszła do pani. W tej samej chwili Mike wstał, i usiadł koło Jenny.  Położył swoją dłoń na dłoni Jenny, jednak ona natychmiast ją mu wyszarpnęła. Odwróciła się w drugą stroszę szepcząc "idź". Mike tylko zarzucił swoimi włosami, wstał i coś powiedział, jednak głos nauczycielki Jenny był bardziej donośny. Mówiła o tym, że takiego zachowania nie będzie tolerować. Ciągle to samo. Osoby, które chodzą do tej samej klasy co Jenny znają tą gadkę na pamięć. Zawsze mówi to samo. Blair wróciła, i usiadła koło Jenny. Razem posłuchały co nowego ich nauczycielka ma do powiedzenia. Po całej sali rozległ się dźwięk wydobywający się z telefonu.
- Błam nie jego, błagam nie jego. - mówiła do siebie Jenny. A jednak. To był telefon Justina. Dziewczyna przekonała się o tym, lekko wysuwając iPhona z kieszeni. "Alfredo is calling".
- Kto to Alfredo? - powiedziała Blair. Pewnie widziała przez ramię, jak Jenny wyciągała telefon.
- Eee - Jenny była zakłopotana. Nie miała pojęcia co powiedzieć. - No właśnie nie wiem. Musiałam go kiedyś zapisać i teraz nie wiem kto to...
- Nie odbierzesz? Poza tym, ten gość wyglądał jak ten ktoś od Justina. - Blair musiała zobaczyć zdjęcie, które było wyświetlone. Z resztą, jak można było go nie zauważyć? Było na cały ekran.
- Niee.. Nie teraz. Jak wyjdziemy to oddzwonię. A tak właściwie to gdzie jest twój telefon? Bo zdaje mi się że zostawiłaś w jadalni. - Jenny szybko zmieniła temat, a Alfredo, który cały czas dzwonił odrzuciła.


                                                                 ****JENNY***
    Gdy nauczycielka przestała mówić, jak będzie wyglądał nasz pobyt tutaj, od razu pobiegłam do recepcji, po klucz do nowego pokoju. Ładnie się przedstawiłam paniom w recepcji. Dostałam klucz. Ale teraz gdzie są walizki? Ponownie podeszłam do starszej pani, która siedziała przy biurku. Chyba chciała żebym już dała jej spokój. Zaprowadziła mnie do pokoju służbowego, skąd wzięłam walizki. I moją i Blair, której nadal ze mną nie było. Jakoś dałam sobie radę, z wstawieniem bagaży do windy.
  Otworzyłam drzwi, do pokoju. Mały korytarz, w którym były przejścia do 2 pomieszczeń. Zajrzałam do najbliższego. W miarę duża łazienka. Kabina prysznicowa, toaleta, duża szafka oraz umywalka nad którą, było zawieszone lustro. Potem weszłam do pokoju. Nic nadzwyczajnego. Miałyśmy widok na Paryż, z oddali było widać Wieżę Eiffla. Powoli zaczynało się ściemniać. Blair weszła, kiedy ja wyglądałam przez okno.
- Mam. - powiedziała.
- Telefon?
- Tak. Jakimś cudem. A właśnie! Crosswors powiedziała, że masz zejść do recepcji.
- Po co? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia, ale idź, ja rozpakuje nasze rzeczy.
 Poszłam na dół. Nie miałam pojęcia, po co. O niemal, nie zabiłam się o schody, byłam padnięta. Miałam ochotę położyć się na środku i zasnąć. Będąc koło recepcji, zauważyłam Crosswors siedzącą na sofie.
- Jestem. - Powiedziałam, jednocześnie ziewając - Przepraszam. - zaśmiałam się stosownym do sytuacji śmiechem.
- Jenniffer, ktoś przyszedł cię odwiedzić.
- Kto to? - Zapytałam z niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia, ale idź, pozwalam ci, w końcu jesteś już prawie dorosła. Czeka na ciebie pod hotelem. - Nauczycielka się uśmiechnęła, w sumie, to ją lubiłam.
  Spojrzałam na lustro, które wisiało w recepcji, poprawiłam włosy, i wyszłam. Bóg wie, kto może być. Wyszłam przez ruchome drzwi. Serce mi zamarło, po raz kolejny tego dnia. Chwilę później poczułam jak blednę na twarzy. Otrząsnęłam się. Podeszłam bliżej. Tak. To był Justin, czekał na mnie. Czekał na mnie! W życiu, bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spotka mnie tak wspaniała rzecz.
- Aye Jenny. - Justin objął mnie swoim silnym ramieniem. Co miałam zrobić? Moje ręce też go objęły.
- Hej Justin. - Uśmiechnęłam się. - Chyba pomyliły nam się...
- Telefony. Tak wiem. Ale w zasadzie, nie po to przyszedłem.
  Zdziwiłam się. To była niezręczna sytuacja, jak dla mnie. Zrobiłam głupią minę, jakbym chciała pokazać, że jestem głupią platyną.
- I tak jesteś śliczna. - powiedział Justin, a jego ręka złapała mnie za biodro. Co on powiedział? Co powiedział Justin? Że jestem śliczna? Nie. To się nie dzieje na prawdę.
- Coś nie tak? - Zapytał
- Nie.. wręcz przeciwnie, tylko to jak dla mnie dziwna sytuacja... - Powiedziałam to zanim ugryzłam się w język.
- Rozumiem. Jeżeli nie chcesz, to mogę iść..
- Nie pozwalam ci! - wykrzyknęłam. Ale jestem głupia. Po co ja to mówię?! Justin zaśmiał się swoim słodkim śmiechem, który tak uwielbiałam.
- Dobrze, nigdzie nie idę. - Justin wziął mnie za rękę. Coraz bardziej oddalaliśmy się od hotelu. Skręciliśmy w wąską uliczkę, w której było bardzo ciasno. Ledwo co mogłam iść.
- Poczekasz chwilę? Muszę odpisać mamie. - powiedziałam.
- Nie ma sprawy.
  Zaczęłam sprawdzać moją skrzynkę, gdy nagle ktoś popchnął mnie wprost na Justina. Moje dłonie dotknęły jego umięśnionej klatki. Nasze usta były na tej samej wysokości i w zadziwiającej bliskości. Były aż tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech, a nawet ciepło bijące z jego kształtnych ust. Złapał mnie. Całe szczęście, bo inaczej moja twarz mogłaby wylądować na ziemi. Popatrzył mi się prosto w oczy, których źrenice pobłyskiwały w świetle ulicznych latarni.
- Masz piękne oczy. - Wyszeptał.
 


DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE. Podoba wam się inna narracja? Mis ie wydaje, że jest lepsza.
Chcesz być informowany/na? napisz w komentarzach.


sobota, 31 marca 2012

cztery.

 Jenny stała jak wryta. Ogarnęła włosy, które pod wpływem wiatru zasłaniały jej twarz. Nie wierzyła, chciała podejść, ale nogi miała jak z waty.
- Jezusie... - powiedziała do siebie. Poczuła silne bicie serca. Takie samo kiedy była na koncercie JB. W końcu podeszła kilka kroków bliżej. Zaczęła iść coraz szybciej. Uśmiech cały czas nie schodził jej z twarzy. Do końca nie była pewna czy to był on. Podeszła trochę bliżej.
- Boże Święty, to Justin...
  Bieber był Ryanem. Siedzieli na ławce. Śmiali się. Jenny uwielbiała śmiech Justina.
- When U Smile I Smile. - wyszeptała. Wzięła się w garść, zaczęła iść wolnym krokiem w ich stronę. - Ale... co ja mam im kurde powiedzieć "hej jestem Jenny, kocham cię Justin, wyjdź za mnie?" no chyba nie.
  Justin spojrzał w jej stronę. Wstał jakby chciał do niej podejść. Powiedział coś do Ryana. Serce Jenny zaczęło bić coraz mocnej z każdym krokiem kiedy zbliżała się do swojego idola. Wzięła głęboki oddech.
- Aye shawty - powiedział JB. Źrenice Jenny zrobiły się wielkie. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Gdyby tylko mogła zaczęła by biegać w kółko i krzyczeć. Jednak wolała zachować jaki-taki spokój.
- Hh-ej... - ledwo z siebie wydusiła. - Jezu, nie wierze.
 Justin wstał. Wyciągnął rękę w stronę Jenny.
- Justin. Miło mi. - uśmiechnął się. Jenny wiedziała, że przedstawił się celowo. Dla żartu.
- Jenny. Również mi miło - Podała mu swoją dłoń, której w tym momencie nie czuła. Stres zawładnął jej całym ciałem. Ryan też wstał, uśmiechnął się i zrobił to samo to Justin.
- Ładna pogoda dzisiaj, co nie? - powiedział Bieber zakładając okulary przeciw słoneczne na oczy.
- Tak. A jeżeli mogę spytaać.. A nie. - powiedziała ze zrezygnowaniem dziewczyna.
- No dajesz, Justin się nie obrazi. - Ryan oznajmił, po czym wyjął telefon który wydawał z siebie dźwięki. Prawdopodobnie dzwonek.
- Pytaj o co chcesz Jenny.
- Emm.. no to czemu jesteś w Paryżu?
- Jakoś tak. Wczoraj z Ryanem postanowiliśmy, że zrobimy sobie taki mały wypadzik. - odpowiedział Justin, i wyszeptał "swag" jakby chciał żeby nikt tego nie usłyszał.
- Hahaha. Nadużywasz tego słowa
  Justin zaśmiał się. Zdjął okulary. Popatrzył na Jenny. Jego oczy błysnęły.Uśmiechał się. - Siadaj.- Parcker wytarła ręką, miejsce koło Justina na ławce. Usiadła.
- A ty? Czemu tu jesteś?
- Wycieczka szkolna. Wiesz,taki wypadzik haha.
- Haha, Ja najdalej na wycieczce z klasą byłem w Toronto. - Justin otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć.
- Hmm?
- Niee nic.
- Weź. Wstydzisz się? Haha - zapytała
- Niee, no co ty. Ja? Wstydzę się? Haha błagam.
- No to mów!
- Jezu no ok. Chcesz sobie zrobić ze mną zdjęcie?
  Jenny zrzedła mina. Otworzyła lekko usta. Justin mógł zobaczyć jej idealnie białe, proste zęby. Można było pomyśleć - dziewczyna ideał. Tylko, że ta dziewczyna ideał w tej chwili po raz kolejny tego dnia, nie mogła wydusić z siebie słowa. To był dla niej wielki szok. Przyjechała sobie do Paryża, niby fajnie, ale zerwał z nią chłopak, a poza tym wycieczka jak wycieczka. A tu nagle szok.  Justin był jej idolem od 4 lat. Była na jego kilku koncertach, ale nigdy nie pomyślałaby, że nastąpi taka chwila, że on - Justin Bieber zapyta się czy może sobie zrobić z nią zdjęcie. W końcu to nastolatek, dziewczyna może mu się podobać. Ale ja? ahhahahah - pomyślała Jenny.
- Wiedziałem, że to głupi pomysł.
- Co ty wygadujesz?!?! - Jenny już nie wytrzymała. Poddała się emocjom. - To spełnienie moich marzeń! Jestem belieberką, i to dla mnie wielki szok, że ciebie spotkałam. Jezuuu! Ja nigdy czegoś takiego sobie nawet nie wyobrażałam. Siedzieć obok ciebie i z tobą rozmawiać, to jest najpiękniejszy dzień w moim życiu!!! - Jenny rzuciła się na szyje Justinowi. - Przepraszam.. nie powinnam.
- Haha, nie no spoko. Swaag. To... robimy to zdjęcie?
- No jasne.
  Justin i Jenny wyjęli telefony. Zrobili sobie kilka zdjęć, a rozmowa dalej się ciągnęła. Jenny zastanawiała się, co będzie jeżeli zobaczą ich paparatzzi, ale raczej nie było szans, bo okolica była czysta. Turyści przechodzili długimi chodnikami. Niektórzy patrzyli się na nich. Jenny nawet słyszała szepty: "Czy to Justin Bieber", ale ignorowała to. Oboje odłożyli iPhony koło siebie. Jennifer spojrzała na zegarek.
- 15:35?! - wstała - Przepraszam cię Justin, ale moja przyjaciółka czeka na mnie gdzieś...
- Może z pójdę z tobą?
- Nie, nie dzięki, ale wolę, żeby nikt nas razem nie widział. - Jenny wzięła z ławki telefon. Włożyła go do kieszeni.
- Rozumiem. A może jakiś numer telefonu, albo coś?
- Jasne. - Jenny poszperała w torbie. Znalazła długopis. Napisała Justinowi na ręce swój numer. Przytuliła się do niego po raz drugi. Justin przycisnął ją do siebie, jakby nie chciał jej puścić.
- Aye - powiedziała.
- Do zobaczenia.

                                                                       **************

  Jenny przechodząc koło Sądu, zobaczyła że Blair już tam nie ma.
- Świetnie. To teraz będzie na mnie wściekła. - mruknęła do siebie. Zaczęła iść szybszym krokiem. Przypomniała sobie, że o 16:00 jest obiad w hotelu. Mniej więcej pamiętała drogę. Mapkę miała Blair, więc jakoś musiała sobie dać radę.


                                                                       **************
- Gdzie ty się podziewałaś dziewczyno? - Blair wstała z fotela kiedy zauważyła, że Jenny wchodzi do hotelu.
- No... tak jakby się zgubiłam...
- To czemu nie zadzwoniłaś?
- A wiesz, że połączenia poza Stanami są tak jakby hmm.. drogie?
- No dobra, nie ważne. Chodźmy zjeść.
  Jenny nie mogła przestać myśleć o dzisiejszym spotkaniu. Cały czas w głowie miała twarz Justina. Weszła do jadalni. Duża sala, ze szwedzkim stołem. Dużo dań gorących. Hotel nie był ekskluzywny, więc czego więcej mogła się Jenny spodziewać. Wybrała kilka rzeczy, które wyglądały dość apetycznie. Jenny i Blair wybrały jakiś stolik i usiadły przy nim. Dziewczyna wyjęła telefon na stół. Sprawdziła, która godzina, jednak kiedy zobaczyła, że na telefonie ma zupełnie inną tapetę niż zwykle, zorientowała się że wzięła telefon Justina.
- Cholera.

sobota, 17 marca 2012

trzy.

- Młodzieży! - krzyczała na cały autokar, wychowawczyni Jenny - Jak pewnie zauważyliście, plan który wam dałam przy rozdawaniu biletów, jest nieważny, gdyż jest z poprzedniego roku.
-  Czy ona zawsze musi być taka nieogarnięta? - Jenny szeptała do ucha swojej przyjaciółce.
- Więc, teraz rozdam wam ten aktualny. - kontynuowała.
  Nauczycielka przeszła się w tą i z powrotem. Gdy siedemnastolatka dostała plan, odetchnęła z ulgą, bo zwiedzanie Paryża zaczynało się dopiero o 10:00. Jenny jak była niewyspana, zawsze źle się czuła, i miała humory. Blair zawsze miała jej wtedy dość.
 Po niedługiej podróży pośród urokliwych uliczek Paryża, maturzyście dotarli na miejsce. Jenny wyciągnęła swoją walizkę, i poszła do środka. Złapała klamkę, która dawała przyjemny chłód który przeszedł przez jej całe ciało.
- Bonsoir - rzuciła Jenny do pań recepcjonistek siedzących w lobby. Usiadła na fotelu czekając na resztę grupy. Kiedy wychowawczyni weszła do środka zaczęła załatwiać jakieś sprawy dotyczące pokoi. Jenny patrzyła się na przebiegającą wolno rozmowę. Widać było, że jest jakiś problem. Nauczycielka odwróciła się ze skwaszoną miną.
- Emmm. Rozumiem, że dobraliście się dwójkami do pokoi? - większość pokiwała głowami twierdząco. - Tak więc daje wam kartkę i wpiszcie się tak jak chcecie być ulokowani.
  Jenny i Blair siedziały na fotelach. Kartka była po drugiej stronie korytarza. Kiedy do nich doszła Blair wyjęła swój hipsterski długopis ze sprężynką, na której końcu była twarz Johnny'ego Deppa.
 Nauczycielka od języka francuskiego nadal rozmawiała z recepcjonistkami. Niby wszystko było ok, ale jednak Jenny zauważyła grymas na twarzy nauczycielki.
- Słuchajcie! Wystąpił pewien problem. Mianowicie, nie ma jeszcze wszystkich pokoi dostępnych, więc 6 osób będzie musiało spędzić noc tutaj -  W recepcji. - To będą: Mike Scely i Bartney Johnson, Amanda Colge i Taylor Borg oraz Jennifer Packer i Blair Kovalsky. 6 ostatnich osób z listy.
- Fuck - wyszeptała Jenny -Przepraszam, ale ja zapłaciłam za 9 nocy w pokoju, a nie 8. To jest 25$.. -
- Jennifer, oddamy ci te 25$ po skontaktowaniu się z twoimi rodzicami.
- Jestem Jenny - powiedziała pod nosem.
  Pani podała wszystkim kluczyki do pokoju. Jenny była na zdenerwowana. Po 1, nie będzie spała, a to źle na nią działa. Po 2, przez kilka godzin będzie musiała się patrzeć na tego dupka. Mike'a. Denerwował ją. Działał jej na nerwy chociaż jeszcze niedawno byli ze sobą. Ale tym razem przesadził. Dużo razy już ją wystawił, ale ona to ignorowała bo po co się przejmować. Kochała go. Serio, ale on jak zwykle musiał to zniszczyć. Jenny wyjęła z torby swojego iPhona, podłączyła słuchawki i włączyła Justin Bieber - Down to Earth. Ta piosenka przypominała jej te czasy kiedy rodzice byli razem. Potrafiła płakać przy niej, i to się zdarzało bardzo często...


                                                                             *****

- Ehh, jak ci się spało? - zapytała przeciągająca się, jeszcze nieco zaspana Blair swojej przyjaciółki.
- Spało? Błagam, nie zmrużyłam oka. Gapiłam się na was jak słodko sobie drzemiecie.
- Dobra, nie denerwuj się.
  Nauczycielki zeszły na dół ze swojego pokoju. Jenny zastanawiała się czemu one mają pokój a uczniowie nie. Croswors - wychowawczyni dziewczyn zawiadomiła, że reszta klasy szykuje się do śniadania. Blair i Jenny poszły do pokoju koleżanek, żeby odbyć czynności poranne.


                                                                             *****

- Słuchajcie, dzisiaj będziemy rozglądać się po Paryżu. Nie będziemy chodzić do żadnych muzeów, ani nie wejdziemy na wieże Eiffla, tylko będziemy się roz - glą - dać! Dostaniecie jedną mapkę na parę, na której będzie narysowany 1 punkt. Musicie się do niego dostać pytając się osób na ulicy! Mapki dostaniecie, tak jak jesteście przydzieleni w pokojach - powiedziała donośnie Croswors. - Rozumiecie?
- Taaaaak - odpowiedział chórek licealistów.
- Dobrze, więc Jenny rozdaj mapki losowo.
 Dziewczyna podeszła do pani, wyszarpnęła jej z ręki złożone kartoniki i powoli zaczęła rozdawać. Ostatnią mapkę zostawiła dla siebie i Blair, otworzył ją.
- Phi, oczywiście, że wiem gdzie to jest.- powiedziała sarkastycznie
- Mamy Sąd na l'ile de la city. - Blair znała się na tym, bo jej ojciec był z Paryża. Do Stanów przeprowadziła się 4 lata temu.
- Jak dobrze, że cię znam. Proszę pani? - podniosła rękę do góry - a co mamy zrobić po dotarciu na miejsce?
- Ach dobrze, że pytasz. Musicie zrobić zdjęcie tego obiektu co macie zaznaczony na mapce. Sami musicie wrócić do 16. Przestawcie zegarki.
 Dziewczyny dojechały do Sądu w niecałe pół godziny. Blair znała chyba wszystkie skróty i możliwe przejścia. Usiadły na trawniku obok siebie, Jenny wyjęła z torby telefon zrobiła zdjęcie. Położyła się, zakładając Ray Bany na oczy.
- Jenny? - zapytała Blair
- Słucham?
- 9 liter, 3 u - zmiany zapalne w obrębie tkanki łącznej to?
- Reumatyzm - Powiedziała prawie bez zastanowienia Jenny. Blair patrzyła się na nią z niedowierzaniem.
- Jak ty to kurde robisz.
- Idę się przejść. - Dziewczyna wstała, zabrała torbę i poszła. Słońce grzało przyjemnie, a lekki wiatr sprawiał, że brązowe fale Jenny powiewały. Nagle dziewczyna stanęła jak wryta. Patrzyła się w jeden punkt, powoli zdjęła okulary, a jej źrenice zaczęły się robić coraz większe. Na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.

proszę o komentarze :)

poniedziałek, 20 lutego 2012

dwa . ♥

najpierw informacja! Wiecie, że istnieje oficjalny  blog #PolishBeliebers?! Do 1 marca musimy mieć 100K wyświetleń! Go BELIEBERS! http://officialpolishbeliebers.blogspot.com/

  "Drodzy pasażerowie" - rozległ się głos z samolotowych głośników - "Właśnie krążymy nad lotniskiem Orly w Paryżu, proszę zapiąć pasy. Za najwięcej 20 minut będziemy przygotowywać się do lądowania. Dziękuję za uwagę"
 Jenny przez spała tylko przez niecałą godzinę. Blair natomiast przeciwnie. Oparta o swoją przyjaciółkę, spała w najlepsze. Jenny lekko szturchnęła leżącą na niej koleżankę, budząc ją przy tym.
- Co jest? - Powiedziała lekko zaspana Blair
- Za 20 minut mamy lądować. Przygotuj się.
- ty taka zawsze zwarta i przygotowana. Chill.
- Mhm, ja mam zamiar odespać trochę w tym hotelu. Nic nie spałam.
- Ahahhah - zaśmiała się Blair
- Co jest takiego śmiesznego -.-?
- Nie dostałaś planu? Do hotelu jedziemy dopiero po 18 czasu w Paryżu, bo wtedy się kończy doba hotelowa...
- CO?! Ja pitole, co za durnie... Chyba tylko we Francji dobra kończy się o 18... Jak ja przeżyje...
- Ej no, Jenny dasz radę!
- Mam nadzieję.
 Świetnie. 24 godziny bez snu, +20 stopni C w Paryżu. Hmmm, po jakim czasie zemdleję? - Napisała na twitterze. Potem weszła na profil Justina. Każdy chyba w szkole wiedział że jest zapaloną Belieberką. Przeglądała jego ostatnie tweety. Zatrzymała się an jednym i zastanowiła się co może oznaczać:


- O KURNA! - Jenny gwałtownie wstała
- Jenny, wyrażaj się jak na młodą damę przystało. - Powiedział jeden z opiekunów wycieczki.
 Dziewczyna spojrzała się na niego krzywo, i trochę z niedowierzaniem, że w XXI wieku, ktoś jeszcze się tak wyraża do licealistów. 
- Blaaaaair! Justin jest przecież teraz we Francjiiiiii. 
- No i co z tego? - Zapytała retorycznie dziewczyna.
- Gówno. Nie możesz chociaż raz się cieszyć razem ze mną? Dzięki...

**********

- Wszyscy który są po odprawie, kierujcie się po bagaże! - Krzyczała pani Magnet, nauczycielka francuskiego 
- Po co ona się drze - powiedziała Jenny
- A co jesteś taka nerwowa? - zapytała jej najlepsza przyjaciółka
- Spałam pół godziny, jestem wykończona 
- Alee... przecież, nie lecieliśmy długo.
- Ale ja jestem zmęczona i daj mi spokój - stanowczo oznajmiła Jenny
  Pani Magnet, po odebraniu wszystkich bagaży, ustawiła maturzystów do pionu, dała im plan na dzisiejszy dzień. Jenny Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła, że mają 6 godzin, na odespanie. Niby w LA była teraz 17, ale dziewczyna zawsze źle znosiła podróże. Kiedy nauczycielka kazała im iść, Jenny wyszła na przód. Jako pierwsza doszła do drzwi. Otworzyły się one przed nią, poczuła przyjemny chłód który dawała jej klimatyzacja. Ostatni korytarz. Patrz szklane drzwi można było zobaczyć 2 piętrowy autokar. 
- Gdzie się tak spieszysz? - krzyknęła Blair, niestety nie usłyszała odpowiedzi. Podbiegła bliżej. - Hej, Jenny, nie przejmuj się Mike'm. On na ciebie nie zasługuje. 
  Jenny odwróciła głowę tak, że jej lekko kręcone blond włosy, musnęły twarz Blair. 
- Kochana jesteś, ale wątpię, żeby to mi polepszyło humor. 
- Nie peniaj. Jesteś Jenny? Tak, ale jakoś nie widze w tobie tego feminizmu, co zwykle. No pokaż siebie taką jaka jesteś. Jenny, proszę.
  Dziewczyny zatrzymały się przed autokarem, a kiedy kierowca wyszedł podały mu walizki pod nogi i weszły do środka.
- Ale ja tego po prostu nie rozumiem, czemu on tak zrobił. To wszystko nie ma sensu, moje życie też.
- Ej, Ej, Ej. Wcale nie. Never Say Never tak? Jesteś Belieber? 
- No tak.
- No to pomyśl, czy Biebs chciał by cię teraz taką widzieć? Nie. Więc uśmiechnij się :)
 **********************************************************************************