czwartek, 24 maja 2012

dziesięć.

Nurtowały mnie różne pytania. Ale najbardziej jedno, a mianowicie skąd Mike wiedział, że Justin jest u nas w pokoju? Właściwie, to nie powinien być wtedy na tym zwiedzaniu, a nie w hotelu. Co to go obchodzi, z kim teraz się "spotykam".  Zerwaliśmy, i dopiero teraz, przez Justina, zorientowałam się, że Mike był dla mnie nikim. Byłam z nim przez te pół roku, ale nie mogę nigdy więcej powiedzieć że byłam jego dziewczyną. Traktował mnie powierzchownie, czego teraz ode mnie oczekuje?
- Kto to był? - zapytał Justin po chwili.
- Mike... mój były chłopak. Nie rozmawiajmy o tym...
- Spoko, nic ci nie zrobił - Justin patrzył mi prosto w oczy.
- Nie. Szarpnął mnie tylko serio, nic mi nie jest.

Justin poszedł tuż przed przyjściem Blair. Kiedy dziewczyna przyszła zeszłyśmy do stołówki, zjeść jakieś niezbyt dobre francuskie danie. Patrzyłam się na twarz Mike'a, który zawistnie mierzył każdego wzrokiem. Miał rozciętą wargę, to było widać nawet z daleka bo świnia nawet krwi nie zmył. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Nigdy nie był taki nerwowy, przynajmniej ja takiego go nie znałam. Postanowiłam porozmawiać z Barteny'em. Podobno przyjacielem Mike'a, ale z tego co wiem nie odzywają się do siebie prawie w ogóle. Skończyłam jeść  i odstawiłam talerz do kuchni. Bartney już dawno wyszedł, więc zaczęłam go szukać. Pierwszy pokój do jakiego zajrzałam to sala ze stołem do billardu. Chłopacy u mnie w klasie nie odstępowali go na krok, grali w niego przez cały czas kiedy tylko było to możliwe. Pokiwałam rękę do Barteny'a, na znak żeby do mnie podszedł. Odłożył kij na fotel i niechętnie do mnie podszedł.
- Muszę z tobą porozmawiać  - zaczęłam - o Mike'u.
- Nie rozmawiamy prawie w ogóle, więc raczej nic nowego ode mnie się nie dowiesz.
- No Bart... - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Już okej. Co chcesz wiedzieć?
- Chodzi o... - Nie mogłam przecież mu powiedzieć, że Mike wtargnął do mojego hotelowego pokoju, w trakcie kiedy ja migdaliłam się z Justinem Bieberem. Musiałam szybko wymyślić coś, co pozwoliło by mi dowiedzieć się czegoś więcej o nim, ale nie zdradzać prawie niczego - nie zauważyłeś, że Mike zrobił się trochę nerwowy?
- Trochę? No proszę cię, Jenny. Wczoraj wieczorem nie mógł wygrać w pasjansa to wyrzucił telefon za okno. Nie mam pojęcia co mu się dzieje, bo nigdy taki nie był, sama wiesz... - Pokiwałam głową twierdząco, nie przerywając Bartney'owi. - Nie odzywa się prawie do mnie, siedzimy w pokoju cisza. Czasem tylko powie "zmęczony jestem" ale to wszystko. Jenny, nie wiem może to coś ma wspólnego z tego waszym zerwaniem bo od tego czasu to się zaczęło.
- Ty myślisz, że ja wiem z jakiego powodu on ze mną zerwał? Proszę cię... - parsknęłam - powiedział tylko mi na lotnisku, że widział mnie z jakimś Will'em czy coś. Tak naprawdę nie powiedział mi czemu ze mną zrywa. - Kiedy skończyłam mówić, zorientowałam się, że Bart chce coś powiedzieć. -
Mów, ja wiem, że ty coś wiesz. Dziwnie to brzmi, ale ja to serio wiem. Ja wiem, że ty wiesz.
- Jennifer, serio nie wiesz? - Poniosłam brwi do góry, jakbym czegoś nie zrozumiała, bo jednak tak było. Bartney rozejrzał się wokoło - Nie mów nikomu, że ci powiedziałem, dobra?
- No ok
- To był zakład. McOlsen ten wiesz z SL założył się z Mike'm że on z toba zerwie, a ty nie znajdziesz sobie nikogo innego w miesiąc - z wrażenia zakrztusiłam się swoją śliną, patrzyłam się na chłopaka. On mówi chyba serio. Z resztą czemu miał by kłamać? Co to za debilny zakład?! - wiem, że to głupie. Wyśmiałem wtedy Mike'a a on powiedział, że i tak do ciebie wróci.
- Serio tak powiedział? - roześmiałam się - Idiota, jak ja mogłam w ogóle z nim być, chociaż nawet przez jeden dzień. Dziękuję Ci wielkie Bart, ale teraz muszę to załatwić z samym wielkim M.
Zostawiłam chłopaka na hola przed salą do billarda, a sama poszłam szukać mojego byłego chłopaka. Pomyślałam przez chwilę gdzie on by mógł być, a po chwili namysłu olśniło mnie. Blair chyba wczoraj powiedziała mi, że Mike spędza popołudnia wygrzewając się na słońcu w ogrodzie hotelowym. Zbiegłam ze schodów kierując się do ogrodu. Oślepiona przez słońce, zasłaniając się ręką doszłam do M.
- Zakład tak? Co to miało być? Nie znajdę sobie nikogo innego, no to właśnie teraz udowodniłam ci, że mnie stać na o w i e l e więcej niż ciebie. Powiem ci jeszcze jedno, że przez ciebie zmarnowałam pół roku życia, bo ty ograniczałeś mnie do robienia tego wszystkiego innego.
- Boże dziewczyno ogarnij się. Niewinny zakład, nic takiego.
- No faktycznie, może dla ciebie to nic takiego. Ale wiesz co? To nawet lepiej, że już nie jestem z tobą bo zobaczyłam kim tak dla mnie naprawdę byłeś.  - uśmiechnęłam się sztucznie - Uświadomiłeś mi wszystko. Dziękuję. - Zawróciłam na pięcie i poszłam do pokoju.

Było koło godziny 16:30 kiedy Crosswors oznajmiła, że za pół godziny wychodzimy na rejs po Sekwanie. Głowa nadal mnie bolała i czułam przenikliwy ból pleców ale postanowiłam pójść. Temperatura została taka sama jak zeszłego wieczoru, więc byłam zmuszona ubrać coś na głowę. Wiem, że nie powinnam w ogóle wychodzić z hotelu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru zostać tam ani chwili dłużej i marnować czas.
Nie miałam żadnego nakrycia głowy, oprócz bandamki, ale przecież nie będę latać po Paryżu z chustką na głowie. Poszłam do dziewczyn, które miały pokój koło nas. Tam miała pokój Jaqueline. Z Jackie spedziłam prawie całe moje dzieciństwo, bo mieszkała koło mnie, ale ona się zbyt zmieniła. Z resztą to przez nią poznałam Blair.
Było to wtedy, kiedy obie chodziły jeszcze do SL. SL to szkoła, nawet nie wiem czy można nazwać to szkołą, to prawie poprawczak. Jackie poszła tam bo chodził tam Ed - chłopak w którym była zakochana do szaleństwa. Odradzałam jej to, ale nie posłuchała. Pewnego dnia została zaproszona na jakieś urodziny do kogoś. Koło 12 w nocy zadzwonił do mnie telefon, że coś się stało Jackie, a dzwonią do mnie bo jestem pierwszą osobą na liście. Powiadomili pogotowie i zanim zjawiłam się z mamą w szpitalu Jaqueline miała już płukany żołądek. Przedawkowała jakieś świństwo. Mało co nie zmarła, a i tak była długo w śpiączce. Spędzałam u niej na oddziale wiele czasu i przychodziła tam również Blair. Chodziły do tej samej klasy.
Po pewnym czasie Jack wybudziła się ze śpiączki, ale nie wróciła już do SL tylko razem z Blair przeniosła się do mojego liceum. Jackie była na nas zła, mówiła że chciała umrzeć czego w ogóle nie rozumiałam. Miała wspaniałych rodziców braci i niczego jej nie brakowało. Od tej pory ja i Blair jesteśmy z nią tylko koleżankami.
Głośno zapukałam do ich drzwi i gdy usłyszałam "proszę" weszłam. Jackie była sama w pokoju siedziała na łóżku. Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć tamtej dziewczyny często chodzącej w sukienkach i wszelkiego rodzaju outfitach, bo teraz ubierała się raczej jak chłopak: pognieciona bluzka z logiem RHCP, nisko opuszczone spodnie i brudne conversy.
- Hej Jen - powiedziała przeglądając programy w małym telewizorze - co chciałaś?
- Chciałam się zapytać, czy masz może jakiegoś fullcap'a do pożyczenia? Wiesz muszę mieć coś na głowę..
- Jasne, wybierz sobie coś. - pokazała na szafę - Gdzie cię wcięło wczoraj? Nawet nie wiesz jak się martwiłam o cie... - przerwała na chwilę - nawet nie wiesz jak Crosswors się o ciebie martwiła.
- Ty też się martwiłaś? Mi możesz wszystko powiedzieć. Serio Jackie.
- Jezu no dobra. Tak martwiłam się bo ostatnio uświadomiłam sobie że bardzo mi brakuje ciebie jako przyjaciółki. Wiem, że to może dla ciebie dziwne, ale wydaje mi się, że to przez brak twojej obecności się tak zmieniłam na wiesz taką wulagrną i chamską. Ja wiem jaka jestem, nawet bardzo dobrze, ale chcę się zmienić, tylko nie mam kogoś kto by mnie... supportował. - wyrecytowała, jakby umiała to na pamięć.
- Jackie, przecież wiesz że ja zawsze byłam dla ciebie, znamy się od praktycznie zawsze, więc czemu miałybyśmy teraz to wszystko zaprzepaścić?
- Wydawało mi się, że po prostu nie chcesz ze mną mieć juz nic wspólnego po tym jak ciebie wtedy potraktowałam.
- Mylisz się. - wybrałam pierwszą lepszą czapkę - A teraz już chodźmy.

Przez prawie cały rejs moje myśli skupiały się na Jackie albo na Justinie. Ale w większości tym drugim. Wiem tyle, że Jackie potrzebuje teraz kogoś, bo faktycznie była osamotniona. Nie miała nikogo u nas w klasie, z resztą nie wiem czemu. A może wiem? Była ordynarna do wszystkich, nie potrafiła się ugryźć w język w odpowiednim momencie.
W tym momencie myślę tylko o jednym. O Justinie. Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o tym co będzie dalej. Pewnie nic. Z początku nie przejęłam się tym, ale z czasem kiedy pogłębiałam każda myśl było zupełnie inaczej.
Potem nie będzie nic. Justin jest sławny bla bla bla. Nie obchodziło mnie to czy jest sławny czy nie jest. To było tylko przeszkodą, którą trzeba w jakiś sposób pokonać. To jak wysoki mur, który nie ma końca a można nad nim tylko przelecieć. Tylko, żeby to zrobić to trzeba mieć skrzydła, których ja nie posiadam. Czyli nie ma wyjścia z tej sytuacji, trzeba to zakończyć.
Na tą myśl ciarki przeszły mi po całym ciele. Nawet nie wierze, że o tym pomyślałam, ale mam rację. To nie mogło się tak dłużej toczyć, nie rozumiem co ja sobie w tedy myślałam. Że co, że tak bez żadnego problemu będę sobie łaziła za rączkę z Justinem wszędzie? Oczywiście dla mnie to nie problem, ale moje życie zmieniłoby mi się diametralnie.
Patrzyłam się w przestrzeń, zamyślona w moich głębokich przemyśleniach. Nie zorientowałam się, że to już koniec rejsu i mamy wysiadać. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, tylko szłam przed siebie myśląco tym samym co przed chwilą.

Leżąc na łóżku doszłam do strasznego wniosku. Nie mogę tego tak ciągnąć. Nie chcę, później cierpieć jak okaże się, że to wszystko jest bez sensu, nie chcę po prostu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wystukałam w sms'ie: "jeżeli mógł byś to proszę spotkajmy się koło północy przy moim hotelu, albo gdziekolwiek, proszę". Nie musiałam długo czekać by uzyskać odpowiedź. Odczytałam: "Ok, będę koło 12 przy twoim hotelu. Coś się stało?".
Nic nie odpisałam. Zastanowiłam się tylko czy robię dobrze. Jak zachowała by się moja mama, albo Blair. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Moja przyjaciółka położyła się już koło 10, chociaż nigdy nie chodziła tak wcześnie spać. Ja leżałam w ubraniu, patrząc się na światła w oknie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale najwyraźniej skoro tak postanowiłam, to tak musi być. Za kilka minut wybijała północ, więc wyszłam spod kołdry i zabrałam ze sobą jakąś bluzę.
Zimny wiar bawił się moimi włosami, powiewając nimi w jedną i w drugą stronę. Zobaczyłam sylwetkę Justina, który najwyraźniej był zdenerwowany bo cały czas robił coś ze swoją czapką. Poprawiał ją, zdejmował a potem znowu zakładał. Chciałam już iść do hotelu i darować sobie to wszystko, ale ściągnęłam Justina tutaj o takiej porze, to już chyba musze mu powiedzieć to co zamierzałam.
- Dzięki, że przyszedłeś - powiedziałam ściszonym głosem, a Justin podszedł i mnie przytulił. - Przepraszam, że tak późno, ale to jest na prawdę ważne.
- Ale co? - widziałam zakłopotanie w czekoladowych oczach Justina. Nie miałam odwagi mu tego powiedzieć.
- Chodzi o to... - po policzku spłynęła mi łza - że... od razu przepraszam za to co powiem, chodzi o to, że przemyślałam sobie to wszystko i to nie ma sensu. Wyjeżdżasz do Stanów i kiedy następny raz się spotkamy? Nie wyobrażam sobie dalej tego. Justin, dziękuję Ci za to, bo spełniłeś moje wszelkie marzenia, ale nie może tak dalej być. Ty jesteś sławny, masz miliony fanek a ja? Ja jestem nikim. Przepraszam, ale muszę już iść. - Odwróciłam się i chciałam już prawdopodobnie na zawsze oddalić się od Justina, ale wróciłam do niego i pocałowałam go po raz ostatni mówiąc - Kocham cię, ale inaczej niż idola. - wtedy zaczęłam płakać i popędziłam jak najszybciej do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam całą noc, a rano nie miałam siły nigdzie iść, więc zostałam w hotelu.








Obudziłam się koło 12. Wtedy doszłam do wniosku, że Justin jest kimś więcej dla mnie i to była najgorsza decyzja w moim życiu. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam dziewczynę z buszem na głowie, rozmazanym makijażem i podkrążonymi oczami. Poszłam się umyć.
Nie chciało mi się myśleć o wczorajszym dniu. Postąpiłam okropnie, co musiał wtedy Justin czuć?
- Właśnie. - powiedziałam do siebie, bo przypomniało mi się, że JB ma dzisiaj wylot. Ale kiedy, gdzie i o której nie miałam pojęcia. Jest jeszcze internet.
Włączyłam pospiesznie jakikolwiek portal i dowiedziałam się, że Justin wylatuje z lotniska Orly czyli tego samego co ja przyleciałam. Ubrałam się jak najszybciej i w to co miałam pod ręką. Shorty, biały top i jakaś jeansowa koszula. Chwyciłam torbę spakowałam portfel, legitymacje i jeszcze kilka potrzebnych lub niezupełnie rzeczy. Wybiegłam z hotelu nawet nie zamykając na klucz pokoju. Pobiegłam z lewą stronę na ślepo, bo nie miałam pojęcia gdzie jestem. Po wyczerpujący biegu w końcu znalazłam jakiś postój taksówek. Wsiadłam do jednej i poprosiłam o podwiezienie na lotnisko, ale jak najszybciej.
Dotarłam na miejsce w niecałe pół godziny, ale bałam się, że będzie za późno. Wbiegłam czym prędzej na halę lotniska, kierując się w stronę odprawy, która odbywała się na pierwszym piętrze. Zobaczyłam tłum dziewczyn, więc podbiegłam do pierwszej.
- Czy Justin może już odleciał? - z nadzieją zapytałam "fanki"
- Przez chwilą przeszedł przez odprawę.
Rzuciłam "dzięki" i pobiegłam, ale... jak ja mam się dostać przez bramki? Znowu pojawił sie mur nie do pokonania. Wzięłam głęboki oddech i z trudem prześlizgnęłam się pod bramkami. Ochroniarze od razu zaczęli mnie gonić. Z daleka zobaczyłam Justina idącego długim pasem lotniska.
- Justin - krzyknęłam, ale nie usłyszał - Justin!
JB odwrócił się,a w tej samej chwili ochroniarz złapał mnie za rękę i coś tam wymruczał po francusku, ale ja z trudem wyrwałam mu moją rękę i pobiegłam do Justina. Nie musiałam długo się męczyć, bo on szybciej do mnie podbiegł.
- Przepraszam - powiedziałam, ale nie powiedziałam nic więcej bo Justin pocałował mnie z uśmiechem na ustach.







niedziela, 20 maja 2012

dziewięć.

Blair słuchała mojej opowieści z uwagą. Nie przerwała mi ani jeden raz.
- No... i tak to było - skończyłam na tym zdaniu, a moja przyjaciółka nadal siedziała na łóżku z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Sama się zorientowałam, że to prawie nie realne, ale jednak zdarzyło to się naprawdę.
- Jezu Jezu Jezu. - Próbowała się uspokoić. - Nie wierzę. Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? Dobra, nie ważne. Przez ciebie nie zasnę, ja ci to mówię. - Blair zaczęła krzyczeć w poduszkę co mnie bardzo zdziwiło dlatego, że ona nigdy nie chciała słuchać jego piosenek, a nawet mogę powiedzieć że nie lubiła Justina. Ja zawsze starałam się być opanowana. Przeważnie. Poczułam głód i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie jadłam nic od samego rana. Było po 17, więc stołówka powinna być jeszcze otwarta. Wygrzebałam telefon z torby i poszłam coś zjeść.
Byłam tam sama, oprócz kucharek krzątających się w kuchni. Zjadłam w miarę ciepłą zupę. Potem nie miałam ochoty już nic jeść. Wstałam i poszłam na dół do recepcji. Blair chyba musiała sobie wszystko poukładać. Usiadłam na fotelu ze skóry, który idealnie pasował do reszty mebli. Wyciągnęłam telefon i weszłam na twitter'a. Zaczęłam przeglądać tweety, najpierw powoli, a później coraz bardziej nerwowo. Na początku nie rozumiałam o co chodzi. Dziewczyny, które obserwowałam pisały różne rzeczy o Justinie jedne negatywne inne wręcz przeciwnie. W pewnym momencie, trafiłam na tweeta dziewczyny, który mi wszystko wyjaśnił. Był w nim link i podpis "ŻE CO TO MA BYĆ?". Nie mogłam się powstrzymać, więc zobaczyłam załączony obrazek.
Źrenice chyba powiększyły mi się maksymalnie i nie mogłam oddychać kiedy zobaczyłam siebie na zdjęciu kiedy trzymam rękę Justina. Nie widać mojej twarzy, bo jestem tyłem, ale każdy kto mnie zna potrafił by mnie z pewnością. Nie miałam pojęcia co mam robić, teraz wszyscy się dowiedzą, że Justin nie jest z Seleną, wszyscy się dowiedzą kim jestem. Polecą na mnie hejty ze strony fanek Jeleny, że to ja zniszczyłam ich związek. Napisałam tweeta: "świetnie po prostu" i zablokowałam telefon.
 Zrobiło mi się słabo, więc poprosiłam panią w recepcji o szklankę wody. Żeby się uspokoić piłam wodę powoli, małymi łykami. Odłożyłam szklankę na blat i podziękowałam. Poczułam wibracje dochodzące z mojego telefonu. Napisał numer, którego nie miałam zapisanego."Nie przejmuj się nimi" - przeczytałam w treści smsa. Nie byłam pewna czy to Justin, więc postanowiłam pójść na górę i zobaczyć numer telefonu Justina w kopercie, której dostałam od Crosswors. Zawroty głowy nie ustawały, czułam jakbym jechała ciągle samochodem zakręt za zakrętem. Wchodziłam powoli, uważając żeby się nie przewrócić. Nie mam pojęcia od czego zrobiło mi się tak słabo. Weszłam do pokoju, a Blair siedziała na łóżku pisząc coś na telefonie.
- Blair słabo mi - powiedziałam, a potem powoli osunęłam się na ziemię.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarze jakichś obcych ludzi.
- Gdzie jestem? - zapytałam, oślepiona światłem.
- Na pogotowiu, ale nie martw się nic Ci nie jest, zasłabłaś - usłyszałam głos Crosswors, ale jej nie widziałam. Bolała mnie szyja, nie mogłam się odwrócić. - Lekarze powiedzieli, że możesz mieć lekki udar słoneczny, nie wiem co ty robiłaś dzisiaj, ale nieźle się załatwiłaś.
Faktycznie, dzisiaj było ciepło, ale nie aż tak żebym miała udar.
- Zawołam lekarza, a ty się nie ruszaj. - kontynuowała. Nie wiem co było przyczyną mojego zemdlenia.
Powoli wstałam, rozglądnęłam się w prawo i w lewo. Pogotowie jak pogotowie. Usłyszałam kroki. Weszła lekarka i moja wychowawczyni. O czymś rozmawiały po francusku. Potem pozwolono mi wrócić do hotelu.

Leżałam na łóżku, podczas kiedy cała klasa poszła na wieczorny spacer. Mi kazano zostać w hotelu. Z resztą to dobrze, bo nie miałam najmniejszej ochoty gdziekolwiek iść. Siedziałam na twitterze oglądając jakąś francuską telenowele, tak samo "dobre" jak brazylijskie seriale. Wątek uciekał sie do tego, że pewna pokojówka zakochuje się w swoim pracodawcy, który ma żonę. Pewnego dnia ta babka nakrywa swojego męża i tą pokojówkę na gorącej scenie w łóżku. Całą sytuację streściłam  na twitterze, dla zabicia nudy.
Tam jednak, nie zgasł pożar wywołany nowymi zdjęciami Justina. Dziwnie się czułam kiedy widziałam tweety obrażające mnie. Ludzie mnie nie znali a pisali "suka i dziwka". Napisałam: "a co byście zrobili, gdybyście dowiedzieli się, że to ja jestem na tym zdjęciu z JB? lmao". Chciałam zobaczyć czego się spodziewać, bo prędzej czy później to wyjdzie na jaw. Zobaczyłam odpowiedzi.
" Ja wale, to by było dziwne", albo "wole ciebie niż Selcie" lub "rozwaliłabym ci łeb" przeczytałam. Mieszane odpowiedzi, myślałam że będzie gorzej.
Zaczęła mnie boleć głowa, poszłam się umyć, ny potem od razu położyć się spać.
Umyta wyszłam z łazienki do mojego pokoju. Spojrzałam na godzinę. Było po 22:30, a Blair jeszcze nie było... Zgasiłam światło mi poszłam do łóżka. Wyjęłam telefon i zobaczyłam 5 nieodebranych połączeń. 1 od mamy, 1 od Blair i dwa od tego samego numeru co dostałam smsa. Wygrzebałam z szuflady kopertę i podświetlając telefonem zauważyłam ten sam numer co na telefonie. Zapisałam numer, a potem zadzwoniłam  na niego.
- Aye Jen - Usłyszałam głos Justina
- Hej, dzwoniłeś. - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Dzwoniłem, bo chciałem się zapytać, czy jutro nie będą się spinać jak cię gdzieś wezmę?
- Będą będą. - Odpowiedziałam z rezygnacją. - Słabo się czuję no i ogólnie dzisiaj byłam na pogotowiu, więc zamknęli mnie w hotelu na jutro, kto wie czy po jutrze też tu nie zostanę.
- Byłaś na pogotowiu? Ale nic... - nie dałam Justinowi dokończyć, bo usłyszałam kroki za drzwiami.
- Nie, nic mi nie jest. Przepraszam, ale muszę kończyć.
- Dobrze shawty do jutra. - Powiedział JB, a ja po prostu widziałam jak on to mówił, jak jego wargi układały podczas tego "shawty", które rzucił pod koniec rozmowy. Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo uznałam, że mam mego szczęście skoro to przydarzyło się mnie. Zamknęłam oczy, bo głowo rozbolała mnie jeszcze bardziej.
Słyszałam jak drzwi się otwierały, ale prawie już spałam. Blair weszła, wzięła prysznic. Potem zasnęłam.

-Jenny, ja wychodzę. Idziemy z klasą gdzieś coś zwiedzać. Kuruj się -Słyszałam głos Blair.
- Okej - powiedziałam ziewając. Blair wyszła a ja poszłam dalej spać.
Wydawało mi się, że minęło kilka sekund kiedy moja przyjaciółka wparowała dosłownie do pokoju.
- Jenny! Jezu Jezu Jezu. - skakała po pokoju.
- Spokojnie Blair.  Mów co jest - usiadłam na łóżku przeciągając się w mojej piżamie, składającej się krótkich spodenek i luźnej bluzki z podobizną Justina z 2009 roku.
- Justin idzie do ciebie!!! Znaczy zapytał się przed hotelem czy jesteś, i za chwilę do ciebie powinien przyjść! -Blair prawie krzyczała - A teraz cię przepraszam, ale muszę iść bo Crosswors się wścieka.
- Ale jak to?! - zerwałam się natychmiast do łazienki, okiełznałam w miarę twarz gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wyszłam z toalety, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Na śmierć zapomniałam, że jestem w piżamie. Widziałam już twarz JB, ale szybko zamknęłam drzwi. Popędziłam do pokoju, ale nie znalazłam nic w co mogłabym się ubrać, a uznałam, że nie powinnam kazać Justinowi czekać. Speszona wpuściłam Justina do środka.
- Mam nadzieję, że tym razem nie zatrzaśniesz mi drzwi przed nosem. - Justin podszedł mnie i przytulił. Miałam ochotę zachować się jak Blair wczoraj.
- Spróbuję - zaśmiałam się - przepraszam ale nie zdążyłam się ogarnąć. Dopiero co wstałam. - poczułam się trochę dziwnie, bo tak naprawdę nie miałam nic na sobie.
- Mi tam to nie przeszkadza - Justin przygryzł wargę, a potem parsknął śmiechem w tym momencie co ja.
Justin usiadł na moim łóżku, a ja podeszłam do szafy. Mi przypadły jak zwykle szafki na górze, sięgnęłam rękoma tak, że bluzka podniosła mi się dość wysoko gdzieś na poziom bioder. Czułam wzrok Justina na sobie. Musiałam się odwrócić i sprawdzić. On szybko odwrócił wzrok, udając że przygląda się firanom. Na pewno firany go bardzo interesują. Wróciłam do wyboru ubrania na dzisiaj. Justin był ubrany w biały t-shirt i  nisko opadnięte (z resztą jak zwykle) spodnie. Uznałam, że musi być ciepło, więc wzięłam jakieś shorty i koszulę w kratę.
- Za chwilę będę - powiedziałam, po czym umknęłam do łazienki, w której szybko odprawiłam poranną toaletę i ubrałam się. Pomalowałam się, ale nie zbyt mocno. Tylko tusz i nie zbyt widoczna kreska. Wyszłam z łazienki, a Justin coś robił na moim telefonie. Skąd wiem, że to mój? Ponieważ z lewej strony mam przyklejony jeden kryształek. Dosłownie rzuciłam się i odebrałam mu telefon.
- Zwariowałeś? - Zaśmiałam się widząc co Justin pododawał na mojego twittera. Tweetów typu: "cześć tu Justin Bieber" lub "Kąpałam się z Obamą pod prysznicem" było ponad 20. - Głupi jesteś. Teraz daj mi swój telefon. Oko za oko, ząb za ząb.
Justin dał mi telefon, ja położyłam usiadłam koło niego i zaczęłam pisać różne głupoty. Połowa z nich była o Jerrym, ale pisałam je tak, żeby JB nie mógł ich zobaczyć. Przesłałam kilka tweetów dalej, a potem patrzyłam na reakcje tych dziewczyn. Pamiętam jak sobie wyobrażałam moją reakcję, gdyby Justin mnie retweetował. A teraz siedzi koło mnie.
- Weź mnie uszczypnij. - powiedziałam
- Czemu? - zapytał
- Bo wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Nie chcę, żebyś odebrał to źle, ale zrozum, że zawsze byłeś moim idolem, a teraz ta cała sprawa nabrała innego biegu. To jest coś wspaniałego, bo ja nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś ciebie spotkam a co dopiero to - łzy zaczęły mi spływać po policzkach, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że to jest spełnienie moich największych marzeń.- To wszystko jest za piękne, żeby było prawdziwe.
- Najwyraźniej to jest piękne i prawdziwe, Jen - Justin otarł mi ręką łzę. - Na prawdę - powiedział przytulając mnie. - Jestem tu. I ty też. - Justin trzymał mnie za ramiona - A teraz już nie płacz, bo to nie ma sensu.
- Ale ty sobie tego nie wyobrażasz co ja teraz czuję. Wyobraź sobie, że jesteś kogoś fanem i masz obsesje na jego punkcie, a potem go spotykasz i... - Justin nie pozwolił mi dokończyć zdanie tylko przerwał mi całując mnie w usta. - i dzieje się to co teraz - uśmiechnęłam się
- Never say never - wyszeptał. Wstał wraz ze mną i zaczął mnie całować. Przyparł mnie do ściany całując, a ja nie śmiałam mu przerywać. Nie ukrywam, że podobało mi się to nad wymiar.
- Wiesz, że to się nie uda, w sensie, że nasz związek - powiedziałam szeptem.
- Kto tak powiedział? - Justin uśmiechnął się i musnął moje usta po raz ostatni.
- Właściwie to nikt, ale to jest prawda...
- A ile razy, ktoś ci mówił, że mnie nie spotkasz? - Właściwie to Justin miał rację. Zawsze trzeba spróbować, chociaż by się w to nie wierzyło, że to się uda. Zawsze jest na coś szansa.
- Milion...
- No właśnie - Justin usiadł na łóżku - Chodź.
Usiadłam na kolanach Justina, ten wyjął z kieszeni małe pudełeczko otworzył je a moim oczom ukazał się wisiorek z literką "J". Justin zapiął mi go na szyi.
- Jennifer albo Justin - jak wolisz - powiedział i pocałował mnie, a w tej samej chwili do mojego pokoju wszedł Mike.
- Co ty tu robisz!? - krzyznęłam
- Nie ważne, co ty robisz z nim - wskazał na Justina.
- Nie mogę tu być? - odpowiedział JB
- Nie, to jest moja dziew..
- Mike nie. Nigdy nie byłam twoją dziewczyną, wyjdź stąd - wskazałam na drzwi.
- Nie będziesz mi rozkazywała - Mike podszedł bo mnie, i pociągnął mnie za bluzkę na co dałam mu w twarz. Nim się zorientowałam Justin wstał i przywalił Mike'owi w twarz i powiedział: "masz stąd wyjść, jasne?". Mike z krwawiącą wargą wyszedł.
- Wszystko dobrze?
- Tak Justin.. nie wiem co w go wstąpiło...
___________________________________________________
Tak, więc to tyle na dzisiaj. Trochę brak weny, przepraszam,
ale mam nadzieję że wam się jakoś podobało.
trochę późno dodałam, przepraszam.
a teraz chciałabym polecić jednego bloga:
http://iamericangirls.blogspot.com/ naprawdę polecam,
jeżeli chcecie poczytać prawdziwych słów o
przyjaźni i o życiu.

KOMENTUJCIE <3

piątek, 11 maja 2012

osiem.

   Miałam ochotę wstać i zacząć biegać w kółko i krzyczeć. Tak wiem, to głupie, ale jeżeli spotykasz swojego idola, który zawsze był dla ciebie ideałem i 2 dni po spotkaniu całujesz się z nim, to kto by nie miał takiej ochoty? Chociaż chwila, w której usta Justina spotkały się z moimi trwała nie dłużej, mi się wydawało jakby to była wieczność. Tak chciałam. Otworzyłam oczy, uśmiechnęłam się. Patrzyłam się w brązowe, połyskujące w słońcu oczy Justina, w które mogłabym się patrzeć bez końca.
- Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale... - powiedział Justin.
- Nie ma żadnego ale - odpowiedziałam mu, całując go po raz drugi tym samym uniemożliwiając mu odpowiedzi. Nie było możliwości - zostać uchwyconym w kadrze jakiegoś paparazziego, bo trawa była wysoka. Z resztą , nie sądzę żeby Justin specjalnie się tym przejmował. 
  Położyłam głowę na ramieniu Justina. Chwilę się zastanowiłam nad dalszym działaniem, a potem objęłam go ręką. 
- Jen? - Justin przytulił mnie do siebie. 
- Słucham?
- Nie dałaś mi dokończyć wtedy więc daj teraz. Proszę. - Skinęłam głową, i zaczęłam słuchać Justina. - Tak, wiem poznaliśmy się wczoraj, ale to nie jest tak, że poznałem ciebie, fajnie. I tyle, dla mniej to coś więcej. Brzmi to strasznie powierzchownie, ale serio mi się podobasz. Nie wiem, ale masz coś w sobie takiego co sprawia, że za każdym razem jak cię widzę to cały jestem szczęśliwy, i... - zawiesił głos. 
- Nie musisz kończyć. Bo ja... - zastanowiłam się przez chwilę. - czuje to samo - Powiedziałam to. Nie byłam do końca pewna czy to są moje uczucia, ale tak. W obecności Justina, czuję się inaczej. Nie z tego powodu, że jest sławny i ma niesamowity talent. Nie wiem czemu, po prostu. - Na prawdę. - Mój drżący głos, sprawiał wrażenie, jakbym za chwilę miała płakać. Z pewnością, to była najlepsza chwila w moim życiu. 
  Niebo zaczęło się chmurzyć. Temperatura gwałtownie spadała, a ja ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka zaczynałam marznąć. Oglądałam prognozę pogody, i nie zapowiadali zmian temperatury, więc ubrałam się stosownie do tego co prezenterzy mówili. Miejscami jeszcze mokry top, dawał nieprzyjemny chłód kiedy wiatr wiał. Justin zdjął swoją bluzę. Starał mi się ją ubrać. 
- Ale wtedy będzie tobie zimno... 
- O mnie się nie przejmuj - powiedział Justin, zakładając mi swoją bluzę. Pomyślałam, że Mike nigdy by tak nie zrobił. Byłam w nim ślepo zauroczona, i nie widziałam tego, jak chamsko mnie traktował. Justin wstał i podał mi rękę. Z chęcią zostałabym jeszcze tutaj, ale pogoda nie dopisywała, więc nie protestowałam.
  Wracaliśmy tą samą drogą co poprzednio, a ja zastanawiałam się co będzie jak wrócę do hotelu. Jednym słowem - przesrane. Wygrzebałam z torby telefon, włączyłam go bo z niewiadomych przyczyn się wyłączył. 17 nieodebranych połączeń, 8 wiadomości. Blair. Blair. Blair. Mike. Blair. Chwila zastanowienia. Mike? Od kiedy on się o mnie "martwi"? Może Blair od niego dzwoniła... Głupio mi tak trochę, że o niczym jej nie powiedziałam. Za chwilę będę w hotelu, to wszystko jej wyjaśnię, bo to nie jest ok wobec niej.
- Ja idę... - powiedziałam, kiedy staliśmy przed drzwiami. 
- Idę z tobą. Wiem, że wychowawczyni będzie na ciebie wściekła, a to moja wina. 
- Dobra, to chodź. - pociągnęłam Justina za rękę, a w recepcji stała już Crosswors rozmawiająca przez telefon. Zaczęłam się bać rezultatu tego, że uciekłam z Justinem, ale przecież nie odeślą mnie z powrotem do domu.
- Jennifer! Bogu dzięki! Myślałam, że porwano ciebie lub cokolwiek innego! - Wychowawczyni podbiegła do mnie. 
- Nie... jak widzi Pani jestem tutaj... 
- Widzę. A teraz tłumacz się, gdzie ciebie dziewczyno posiało! Zawiadomiliśmy policje, nikt nie mógł się z tobą skontaktować. 
- A więc... - chciałam już zacząć swój monolog gdy nagle przerwał mi Justin.
- Spotkałem Jen na Wieży Eiffla, zagadaliśmy się, a kiedy zorientowaliśmy się, pani klasy już nie było... Przepraszam, to moja wina nie powinnienem jej zagadywać.
- Ach tak... To ten chłopak krzyczący do Jennifer? Znajoma buźka, znajoma. Dobrze... Daruje wam, a teraz Jen kieruj się na kolacje. - Crosswors wyraźnie odetchnęła z ulgą, i poszła w stronę jadalni. Blair pewnie tez tam była, więc postanowiłam zaprowadzić Justina na górę. Tylko po to, żeby trochę z nim pobyć. Wchodziliśmy wolnym krokiem, kiedy nagle usłyszałam głos Blair, mówiącej prawdopodobnie do Polly -koleżanki z klasy. Polly miała tak charakterystyczny śmiech, że nie w sposób było nie odróżnić go od innych.
- Ja wale... - Pociągnęłam Justina za rękę i jak najszybciej dobiegliśmy do pokoju. Pospiesznie otworzyłam drzwi. - Wchodź tam i się nie ruszaj! - Otworzyłam drzwi do łazienki.
- Czekaj... ale po co?
- Proszę cię. - Podeszłam do Justina, pocałowałam go w policzek. Na jego twarzy zagościł uśmiech, z resztą na mojej też. Zamknęłam drzwi do łazienki i zgasiłam światło. Podbiegłam do mojego łóżka, wyciągnęłam pierwszą lepszą gazetę udając że czytam. W tej samej chwili drzwi się otworzyły.
- Jenny? Gdzie ty się do cholery podziewałaś?! Ja się o ciebie też martwię wiesz? - Blair podeszła do mnie i zaczęła potrząsać mną.
- Straciłam orientacje, a telefon mi się rozładował. No... przepraszam, masz szczęście, że w ogóle wróciłam.
  Chwila refleksji dla mnie. Tak. Powiem Blair o Justinie. Ona ma prawo o tym wiedzieć, nieważne jakie konsekwencje z tego wynikną.
- Blair? - zapytałam z niepewnością w głosie czy aby na pewno dobrze robię.
- Co jest? Zawsze tak mówisz, jak coś ważnego się stało...
- Bo widzisz... Chodzi o to, że kogoś spotkałam.
- A konkretnie? Znaczy w sensie, że chłopaka tak? No mam nadzieję, że chłopaka...
- Haha tak tak. Chłopaka. Ma na imię Justin. - powiedziałam nieco ściszonym głosem
- Ty patrz. Tak samo jak Bieber. Ja to spostrzegawcza jestem. - odpowiedziała mi, wyszarpując mi z rąk gazetę.
- Taaa... Tak samo. - Wstałam - Idę do toalety.
  Mam to zrobić? A co jeżeli to nie był dobry pomysł? Blair to moja przyjaciółka, i ona ma prawo o tym wiedzieć. Otworzyłam drzwi do toalety, a Justin siedział na toalecie przyglądając się składowi mojego żelu pod prysznic.
- Tylko proszę. Nie przestrasz się jej. - Wyszeptałam Justinowi, w taki sposób, że mógł sobie pomyśleć, że Blair to totalna idiotka. Chciałam już przejść przez próg. Zatrzymałam się by potem nie żałować. Raz kozie śmierć. Popatrzyłam się Justinowi w oczy,  był chyba zagubiony. Nie wiedział co się dzieje.
  Kiedy weszłam do pokoju, Blair nie zwróciła na mnie uwagi. Czytała dalej te swoje pisemka, nic nie zauważyła. Powiedziałam tylko "Dokładnie tak samo jak Justin Bieber", a wtedy Blair podniosła głowę, oczy zrobiły jej się wielkie jak u kota. Gazeta spadła jej na podłogę. Chwilę tkwiła w bezruchu kiedy nagle z piskiem podniosła się z łóżka i zaczęła latać, trząść się i tarzać po całym pokoju jak oszalała. Śmiałam się z niej bo nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Justin najwidoczniej był przyzwyczajony do takich widoków, więc tylko się uśmiechnął parsknął śmiechem i pomógł Blair wstać.
- Wszystko okej? - zapytał się kiedy ja nadal nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Yhym...
- Tak więc widzisz. - wtrąciłam - tylko proszę cię. Błagam nie mów nikomu. Za chwilę wracam, a ty się uspokój w tym czasie.
  Poszłam na dół z Justinem, żeby odprowadzić go do wyjścia. Słońce już wyszło zza chmur, więc poszlismy usiąść na ławkę zaraz koło hotelu, która była dobrze ukryta, nie było jej widać przez krzaki, jednak słońce na nią padało.
- Jesteś na mnie zły, że cię przedstawiłam, prawda? - zapytałam się Justina
- Nie jestem - Justin objął mnie ramieniem. - Czemu tak myślisz?
- Tak mi się jakoś wydaje... Kiedy wracasz do Stanów? - Justin milczał i wpatrywał się w jeden punkt - Halo?
- Chyba pojutrze. - wszeptał.
  Czyli dzisiejsze spotkanie nie było przypadkowe? Nie wydaje mi się, że Justin musiał specjalnie mnie "śledzić", żeby spędzić jeszcze trochę czasu razem skoro faktycznie tak mało go zostało. Przynajmniej tak bym chciała. Nie odpowiedziałam nic, tylko położyłam głowę na jego ramieniu. Nie chciałam iść, ale Blair może być roztrzęsiona po całym zajściu.
- Justin muszę już iść - powiedziałam. Pożegnałam się Justinem, przytulając się do niego. Nie zdarzając na to co Justin pomysli, pocałowałam go jeszcze raz tak jak wtedy na polanie. "Do jutra" powiedziałam a potem zniknęłam za rogiem.
  Wróciłam do Blair, która miała banana na twarzy. Chciała żebym wszystko jej opowiedziała. Więc tak zrobiłam.

_______________________________________________________
No.. koniec na dzisiaj, mam nadzieję, że wam się podobało.
Następnym razem napiszę dłuższy, tylko muszę mieć pewność że to
wam się w ogóle podoba..
jak chcecie to to mój twitter @lawrencination a to moje gg: 19803011 ♥
nn za tydzień :D



  

niedziela, 6 maja 2012

siedem

  Poczułam czyjąś zimną rękę na moim ramieniu, otworzyłam oczy i zobaczyłam Blair. Podniosłam się, była już ubrana. Coś do mnie mówiła, ale z powodu, że dopiero wstałam, prawie nic nie zrozumiałam. Sięgnęłam po telefon. 8:09, jest wcześnie, więc nie rozumiałam czemu Blair już jest na nogach. Śniadanie dopiero o 9:30, wystarczyłoby gdybym obudziła się o za piętnaście dziewiąta. Rozciągnęłam się i jednocześnie ziewając zapytałam się Blair.
- Nie mogłaś mnie później obudzić?
- Nie, Crosworss chce z tobą rozmawiać. A, i lunatykowałaś. - Blair się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne. - Na przekór parsknęłam śmiechem, poszłam po łazienki, umyłam się cała. Ubrałam i zeszłam do pokoju nauczycielek. Lekko zapukałam, starając się nie obudzić osób w pokojach obok. Poczekałam chwilę. Nagle drzwi się otworzyły. Jednak stałam nieco za blisko, a że drzwi otwierały się do środka dostałam nimi w głowę. Nic wielkiego, przyzwyczaiłam się już do tego typu wypadków, bo jak na osobę nad którą nie krąży żadne fatum, często mi się zdarzają. Nauczycielka od razu pytała się czy nic mi nie jest i takie tam. Z jej pokoju poczułam zapach herbaty zielonej. Mój tata takę uwielbiał i zawsze parzył mi ją kiedy do niego przyjeżdżałam. Czasami wprost nienawidziłam mamy za to co robiła, że rozstała się z tatą i że nie możemy mieć normalniej rodziny, tylko co miesiąc muszę latać z Los Angeles na przedmieścia Nowego Jorku. Najgorsze było to, że musiałam wybierać pomiędzy nimi z kim mam mieszkać. Oboje kochałam z całego serca, a żadnego nie chciałam skrzywdzić. Ze względu na moją młodszą siostrę, które była za mała, na wybór a Sąd wybrał mamę, to ja również, nie chciałam jej zostawiać.
- Jennifer, muszę z tobą porozmawiać. - Pokazała ręką, żebym weszła. - Chodzi o wczoraj.
  Przed oczami pojawił mi się wczorajszy wieczór z Justinem. Wszystko w przyspieszonym tempie.
- Tak, wiem. Przepraszam, za późno wróciłam. - Skinęłam głową, na znak, że wszystko zrozumiałam.
- Nie o to chodzi Jenny. - Jeżeli nie o to, to nie miałam pojęcia czemu Crosworss chciała ze mną rozmawiać. - Chodzi o to, że ten chłopak, z którym wczoraj wyszłaś, dzisiaj w nocy nie dawał spać ludziom w hotelu.
- Jak to? - Zdziwiłam się bardzo.
- Na początku, koło 1 w nocy, przyszedł do recepcji, i zaczął się wypytywać czy może do ciebie podejść do pokoju. - Nauczycielka mówiła serio, a ja chciałam się śmiać, lecz powstrzymałam się i pozwoliłam sobie na uśmiech. - Później, kiedy nikt go nie wpuścił to przed hotelem zaczął ciebie wołać. Ludzi i nasi uczniowie się skarżyli. Sama zeszłam mu powiedzieć, żeby poszedł i dopiero wtedy posłuchał. Prosił żeby dać ci to. - Crossworss dała mi kopertę.
- Ja przepraszam bardzo, bardzo za niego. Nie wiem, co go opętało.
- Nic nie szkodzi Jennifer, tylko poproś go, żeby więcej tak nie robił, bo mogą nas wydalić z hotelu. - Przytaknęłam głową, a kiedy chciałam już wychodzić, wychowawczyni dodała jeszcze - Ten chłopak jest całkiem przystojny, i chyba ciebie naprawdę lubi.
  Było jeszcze dużo czasu do śniadania, poszłam do pokoju. Blair leżała na swoim łóżku, czytając Teen Vouge'a. Zajęłyśmy się rozmową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej wszystko, ale Bóg wie, komu ona by to wypaplała, a nie chciałam żeby każdy o tym wiedział. I tak prędzej czy później to nastąpi.
- No to Jenny, mów gdzie byłaś wczoraj. Poszłaś tak bez uprzedzenia.
- Musiałam iść z jakąś babką na lotnisko. Zostawiłam tam taką małą walizkę. Zupełnie o niej zapomniałam. - Powiedziałam bez zastanowienia.
- To gdzie ona teraz jest? - Zapytała się Blair, a ja nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzałam tylko na zegarek. - Chyba musimy iść na śniadanie




                                                                        ***
  Wieża Eiffla wyglądała cudownie. Pogoda dopisywała, a wiatr który nie ustawał, dawał przyjemne orzeźwienie. Wjechaliśmy na najwyższe piętro wieży, skąd rozciągał się cudowny widać do cały Paryż. Szłam tyłem, kiedy poczułam że ktoś łapie mnie za biodra. Natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam, nikogo innego tylko Justina. Miał na sobie bluzę z adidasa, fullcap'a, i okulary. Na czapkę miał zarzucony kaptur. Nie sposób było go rozpoznać, ale fanki dały by radę. Było naprawdę gorąco, a on był ciepło ubrany.
- Co ty tu robisz?! - Wzięłam go za rękę, i zaciągnęłam w miejsce, gdzie nikt z wycieczki nie mógł nas zobaczyć.
- Byłem na Wieży, i nagle zobaczyłem ciebie więc podszedłem się przywitać. - Odpowiedział.
- Przecież jak oni mnie zobaczą to... - Justin nie dał mi dokończyć tylko przerwał mi.
- Nie muszą nas widzieć. Chodź ze mną. - Już nie protestowałam, bo wiedziałam, że Justina i tak nie da się przekonać. Nie miałam pojęcia gdzie chce mnie zabrać. Powiem nauczycielkom, że się zgubiłam, a telefon zostawiłam w hotelu. Nie czekaliśmy na windę. Justin postanowił zejść schodami. Niemalże biegł, a ja nie mogłam za nim nadążyć. 
- Justin, nie mam już siły. - Powiedziałam, kiedy byliśmy jeszcze przed połową drogi. 
- Zejdź jeszcze do półpiętra. - Wykonałam jego polecenie, a kiedy podparłam się, Justin podszedł do mnie, i wziął mnie na ręce. Zaprotestowałam, ale on upierał się, że da sobie radę, bo jestem lekka jak piórko. 
- Justin dam sobie radę sama, tylko proszę, wolniej. - Wtedy Justin posłuchał mnie, i postawił mnie na nogi. Podeszłam do barierki. Wiedziałam, że za mną stoi Justin. 
- Czy mi się wydaje, czy jesteś jakiś dzisiaj przygnębiony. 
- Haha, nie przygnębiony, tylko raczej zmęczony krzyczeniem, czekaniem na ciebie pod twoim hotelem. 
- Właśnie! Ty! Jeszcze raz mi tak zrobisz, a moja nauczycielka mówiła, że wywalą nas z hotelu głupku! Poza tym powiedziała, że jesteś przystojny. - Zaśmiałam się. Justin stał bardzo blisko mnie. 
- A dała ci coś? 
- Tak, ale nie zdążyłam przeczytać. To coś ważnego? - Zapytałam, a kiedy to mówiłam Justin założył mi kosmyk włosów za ucho. 
- Właściwie to nie. Tak był tylko mój numer telefonu, jak byś chciała... A teraz chodź, bo się spóźnimy.
- Ale gdzie?! - Justin złapał mnie za rękę i znowu zaczął biec po schodach.  
   Na dół zbiegłam cała zmachana. Nie miałam siły iść dalej, i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jaką mam słabą kondycję. Justin nadal biegł, było tak ciepło, że nie rozumiem czemu on się nie ugotował w swoim ubraniu. Dopiero kiedy Justin spojrzał na zegarek zaczął iść spokojnym krokiem. Nadal trzymał moją rękę. Może to brzmi dziwnie, ale czułam się przy nim bezpieczna i tak jakbym znała go już od lat. Z Mike'm było inaczej, długo czasu minęło za nim go polubiłam, a potem zakochałam. Ale to już minęło. Uświadomiłam sobie, że on zawsze był dla mnie nikim. Szliśmy ulicami Paryża, a słońce nie odpuszczało. Robiło się coraz cieplej. Justin skręcał w małe uliczki, jakby znał to miasto tak jak Blair. W końcu, doszliśmy do tej knajpki, co byliśmy wczoraj. Jednak Justin do nie wszedł. 
- Jen, poczekaj chwilę, ja muszę tylko coś załatwić ok? - Pokiwałam głową twierdząco. Jen. Tak mówił do mnie mój tata. Poza tym nikt więcej. A teraz Justin. Nie minęła minuta, a Justin wrócił. - Właściwie... To nawet się ciebie nie zapytałem, czy chcesz ze mną gdzieś iść. Nie, nie powiem ci gdzie. 
- Jeszcze się pytasz. - Chciałam już powiedzieć, kto by nie chciał, ale to byłoby zbyt powierzchowne. Jakbym chciała z nim tam iść, ze względu na jego pozycję w show biznesie. A tak nie jest. Weszliśmy do sklepu, taki odpowiednik monopolowego. Justin kupił jakieś napoje, chipsy, praktycznie wszystko co się dało. Zapłacił za to ponad 20Euro, ale on na to ma kasę. 
  Nie wiem jak długo szliśmy, ale na pewno ponad pół godziny. Justin, poprosił mnie o zatrzymanie się. Poszukał czegoś w torbie, i zaczęliśmy iść dalej. Byliśmy na polanie, która wydawałoby się, nie ma końca. Nagle poczułam, zimną wodę na moich plecach. Co innego mogłabym sobie pomyśleć. Justin. 
- A idź! - Rzuciłam torby, które niosłam, ale przedtem wyjęłam butelkę z wodą. Justin zaczął uciekać, ja za za nim. Odkręciłam butelkę, a strumień wody poleciał na Justina. Od razu dostałam wodą w twarz.
Pomyślałam, że minęło kilka lat, kiedy ostatni raz mogłam się tak pobawić jak dziecko.
  Nim się zorientowaliśmy, oboje byliśmy mokrzy, ale moja butla jeszcze nie była pusta. Czym prędzej dobiegłam do Justina, i wylałam na niego. Potknęłam się o jego nogi, a w rezultacie, oboje się przewróciliśmy. Leżałam na Justinie. Cali mokrzy, nie mogliśmy przestać się śmiać. Nasze twarze znajdowały się w stosunkowo bliskiej odległości. Chciałam żeby ten moment trwał wiecznie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, a gdy nasze Justin musnął delikatnie moje wargi, poczułam się jak nigdy przedtem.


____________________________________________________
 No, więc dziękuję za czytanie, jesteście wspaniali ♥
Mam nadzieję, że wam się podobał rozdział.
Nowa notka w przyszłą niedzielę :)
Zapraszam do komentowania niżej.